Call of Duty: Black Ops 4 - pierwsze wrażenia

Call of Duty: Black Ops 4 /materiały prasowe

​Dreamhack Summer przyniósł fanom gier wideo coś więcej niż esportowe emocje, możliwość spotkania się ze znajomymi czy obejrzenia na żywo streamów swoich ulubionych twórców. Pośród licznych stoisk, w hali C, dumnie stała potężna ściana z ogromnym logo Call of Duty: Black Ops 4. To właśnie tam, gracze mogli usiąść przy komputerach, założyć na głowę słuchawki i doświadczyć fragmentu tego, co Treyarch szykuje dla swoich fanów na październik tego roku.

Rozmawialiśmy już o Black Opsie 4 na naszym w pełni poświęconym Call of Duty podcaście, dyskutowaliśmy najpierw o tym, co zobaczyliśmy podczas oficjalnej prezentacji, a później o fragmentach rozgrywki, jakie zaczęły się pojawiać na kanałach YouTube znanych twórców. Wreszcie jednak miałem okazję osobiście zasiąść przed komputerem i na własne oczy zobaczyć, jak zapowiada się kolejny rok dla Call of Duty. Na wstępie powinienem zaznaczyć, że grałem na mapie Seaside w klasycznej dominacji. Nie było mi więc dane sprawdzić nowego trybu Control, który bardzo mocno chwalą zagraniczni twórcy.

Reklama

Klimat Black Ops 3

Sporo pojawiało się komentarzy przy okazji pierwszych wrażeń z kolejnego dziecka Treyarch, że gra bardzo mocno przypomina słynne BO3. Nie pozostaje mi nic innego, jak potwierdzić doniesienia zza oceanu. Miejscami wygląda to tak, jakby wróciły nawet assety z Black Opsa 3. Pamiętamy większość specjalistów, mapy mają ten sam styl, który wreszcie pozwoli nam się oderwać od ponurego i monotonnego WWII.

Podobieństwa widać również w samej rozgrywce. Jeżeli komuś podobała się poprzednia część z serii, tutaj odnajdzie się jak ryba w wodzie. Do pełnego doświadczenia brakuje tylko plecaków odrzutowych i biegania po ścianach. Tego jednak w BO4 nie uświadczymy. Został jednak słynny wślizg, który bardzo mocno usprawniał poruszanie się po mapie, jak dobrze wiedzą weterani serii.

Nie traktujcie więc tego punktu jako coś negatywnego. Fakt, nie dostaniemy zupełnie nowego Call of Duty, które zrewolucjonizuje dotychczasowe odsłony, zmieni postrzeganie całego świata o ulubionej grze tysięcy Amerykanów. Dostaniemy jednak sprawdzone wcześniej mechaniki oraz założenia wzbogacone o bardziej taktyczny gameplay.

Więcej strategii

Podczas prezentacji pod koniec maja ‘taktyka’ była prawdopodobnie jednym z najczęściej powtarzanych słów. Jedni mieli wątpliwości, inni cieszyli się, że gra będzie wymuszać odrobinę więcej współpracy pomiędzy członkami lobby. Fanów Call of Duty na pewno ucieszy jedna informacja - wprowadzone zmiany zdają się nie wpływać na dynamikę rozgrywki.

Manualna regeneracja życia, dłuższy TTK (Time to kill, czas potrzebny do zabicia przeciwnika) i specjaliści zwiększający liczbę HP czy leczący rywali, rozpoczęli przewidywania niektórych graczy o czekających w rogu pokoju camperów i pasywnej grze. Seaside na Dreamhacku pokazał, że ludzie wciąż chcą zabijać, próbują być w samym środku akcji, a nowe możliwości przedstawione w BO4 tylko pozwalają im się czuć pewniej.

Pozytywnie zaskoczyła mnie również regeneracja życia. Do zmiany przyzwyczaiłem się niemalże od razu, a po kilkunastu minutach wciskanie L1 weszło mi w nawyk. Najbardziej kluczowym aspektem tej mechaniki jest moim zdaniem fakt, że można leczyć się, przeładowując bronie. Nie ma mowy o umieraniu podczas leczenia, o strzelaniu z broni bez nabojów czy panicznych ucieczkach.

Leczenie jest bardzo płynne, szybko do siebie przyzwyczaja i staje się częścią każdej walki. Oczywiście, trochę się pozmieniało. TTK jest znacznie dłuższe. Często zdarzały mi się sytuacje, gdzie po krótkiej wymianie ognia z przeciwnikiem robiłem szybki wślizg za przeszkodę, przeładowywałem broń, używałem leczenia i po kilku sekundach wychylałem z powrotem, z pełnym magazynkiem i życiem.

Wielkie powroty

Pierwsze godziny z Black Ops 4 były dla mnie sentymentalną podróżą kilka lat wstecz, kiedy Combine był najczęściej rozgrywaną mapą, a gracze potrafili robić cuda z VMP czy Kudą w ręku. Kolejna dobra wiadomość jest taka, że wracają mechaniki, do których wcześniej przyzwyczaiło nas Call of Duty. World War II odeszło od niektórych opcji i dopiero kiedy zobaczyłem je z powrotem, zdałem sobie sprawę, jak bardzo tęskniłem.

Pick Ten to pierwsza ze zmian, która była już zapowiada kilka miesięcy wcześniej i spowodowała mnóstwo entuzjazmu w społeczności. Wraca dowolność w wybieraniu ekwipunku, atutów czy dodatków do broni. Wreszcie możemy stworzyć sobie klasę, która będzie idealnie pasować do naszego stylu gry. Więcej granatów kosztem któregoś z atutów? Nie ma sprawy! Potrzebujesz kolejnego dodatku do broni? Śmiało! Wraca również trophy system, co powinno ucieszyć fanów competitive Call of Duty.

Największym i najgłośniejszym wydarzeniem są jednak specjaliści, którzy ponownie pojawiają się w Black Ops 4. Tym razem towarzyszy im drobny kruczek związany z nowym, bardziej taktycznym Call of Duty. Specjaliści w drużynie nie mogą się powtarzać. Treyarch próbuje w ten sposób nie tylko zachęcić graczy do próbowania wszystkiego, ale również zmusza do zauważania synergii pomiędzy poszczególnymi umiejętnościami.

Osobiście za specjalistami nie tęskniłem i chciałbym Call of Duty opartego przede wszystkim na umiejętnościach mechanicznych, ale jednocześnie jestem świadomy tego, że taka odsłona serii prawdopodobnie nigdy nie nastąpi. Widziałem również uwagi Drift0ra o potencjalnym wykorzystywaniu specjalistów w grach publicznych w negatywny sposób. Popularny twórca sugerował, że gracze prawdopodobnie znajdą exploity, które mogą zepsuć wielu graczom ich doświadczenie w Black Ops 4.

Przez kilka godzin, jakie ja spędziłem z grą, nie napotkałem większych problemów ze specjalistami. Na rzeczy, o których mówi Drift0r jest jednak sporo za wcześnie. Na razie postaci zdawały się po prostu spełniać swoje zadania.

Pierwsze wrażenia z Black Ops 4 można zdecydowanie zaliczyć do pozytywnych. Znajomy styl i sposób poruszania się po mapie sprawia mnóstwo przyjemności, powrót sprawdzonych mechanik powinien wplynąć pozytywnie na profesjonalną scenę, a odejście od drugiej wojny światowej cieszy niezmiernie. Nie pozostaje nic innego, jak cierpliwie czekać na październik, wbijając kolejne prestiże w WWII.

Tomasz Alicki

ESPORTER
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy