DreamHack Summer'18 - podsumowanie

DreamHack Summer 2018 /ESPORTER

​16 czerwca 2018, Jönköping. Tysiące graczy przewijają się przez wielkie hale Dreamhacka Summer. Jedni przyszli ze swoimi komputerami, żeby spędzić kilka dni na ogromnej imprezie LAN-owej, inni liczą na konkursy i możliwość przetestowania nowych gier, a jeszcze kolejni chcą usiąść wśród fanów Heroes of the Storm, żeby obejrzeć Mid-Season Brawl.

Turniej z serii Heroes of the Storm Global Championship było zdecydowanie największym wydarzeniem tego Dreamhacka. Oczywiście, mogliśmy obejrzeć również Counter Strike’a, Hearthstone’a czy nawet Battlerite, ale cały prestiż leżał na arenie Heroes of the Storm, gdzie osiem najlepszych drużyn z całego świata spotkało się, żeby powalczyć o swoją część z puli 250 tysięcy dolarów.

Po rozegranej w Sztokholmie fazie grupowej wszyscy przenieśli się do Jönköping, gdzie rozpoczęła się prawdziwa walka. Drabinka została podzielona na dwie części. Zdominowana przez koreańskiego giganta góra nie pozostawiła większych wątpliwości odnośnie tego, kto był faworytem tego turnieju.  Gen.G na każdym kroku udowadniało, że przyjechali tutaj po zwycięstwo I aż do samego finału wydawało się, że nikt nie będzie w stanie ich powstrzymać. Najpierw pokonali faworyta lokalnej publiczności i najlepszą europejską drużynę, Team Dignitas, by zaraz potem kolejnym 3:0 roznieść Tempest, koreański zespół z trzeciego slota.

Reklama

Zaledwie po dwóch rozegranych BO5 Gen.G mogło rozsiąść się wygodnie przed telewizorami i oglądać zmagania dolnej części tabeli, gdzie działy się cuda. Drugi finalista tegorocznego Mid-Season Brawl, Team Dignitas, z każdym kolejnym wygranym spotkaniem gwarantował sobie coraz większe wyzwanie.

Po przegranym meczu z Gen.G spadli do drabinki przegranych i spotkali się z Fnatic. Chociaż Fnatic przyjechało do Szwecji ze sporymi problemami, żeby zagrać ostatni turniej w tym składzie, w poprzednim pojedynku udało im się wrócić z 0:2 i ostatecznie pokonać Method. Mieliśmy więc starcie europejskich tytanów - najlepsza drużyna kontynentu, Team Dignitas, przeciwko obrońcy tytułu sprzed roku, Fnatic. Drużyna Snitcha pokazała jednak, kto rządzi w tym regionie, wygrywając 3:1.

Jeszcze tego samego dnia, kilka godzin później, Dignitas stanęło przed kolejną drużyną, która przed chwilą dokonała reverse sweepu. Tempo Storm w pięknym stylu wróciło do meczu z Ballistix, nie tylko ratując swój honor przy potencjalnym 0:3, ale całkowicie odwracając losy spotkania i awansując do kolejnej rundy turnieju. Emocje, piękne zagrania i widowiskowa gra Amerykanów zniknęły jednak w starciu z Europą. Zanim zawodnicy zdążyli odnaleźć to, co działało w meczu z Koreą, Dignitas wygrało trzy mapy.

Później przyszedł czas na Tempest, ostatnią przeszkodę na drodze do wielkiego finału. Najpierw bez większych problemów pokonali Tempo Storm, później szybko spadli do dolnej części tabeli po meczu z Gen.G, a teraz spotkał ich pojedynek z Dignitas. Podobnie jak w przypadku Amerykanów, Tempest nie mogło zrobić wiele przeciwko europejskiej formacji, która niczym tornado roznosiła kolejnych rywali. Dignitas grało już wtedy swój czwarty mecz na tym Mid-Season Brawl, wydawali się coraz lepsi, a żeby ich pokonać, trzeba było wspiąć się na poziom znacznie wyższy, niż w poprzednich spotkaniach.

Wreszcie przyszedł czas na wielki finał, Gen.G - Team Dignitas. Bogowie Heroes of the Storm, jak często mówili o nich eksperci w studiu, przeciwko europejskiej formacji, która wciąż szukała swojego pierwszego tytułu w międzynarodowym turnieju. Powiedzieć, że było to jedno z najlepszych BO7 w historii tej gry, mogłoby obrazić niektórych graczy obu drużyn. Chociaż ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 4:3 dla koreańskiego giganta, Dignitas zostawiło na szwedzkiej scenie HGC całe swoje serca.

Szósta gra na Towers of Doom to esportowe doświadczenie, jakiego nie miałem okazji obejrzeć od bardzo, bardzo dawna. Doskonały pokaz nie tylko umiejętności wszystkich dziesięciu graczy, ale również tego, jak można dwa razy w jednej serii dokonać niemożliwego. Dignitas rozpoczynało pierwszy mecz tego pojedynku z komentarzami pokroju "szybkie 4:0" z tyłu głowy. Nikt nie dawał im większych nadziei, eksperci nie wierzyli, że można zabrać mapę Gen.G na tym turnieju, a w niemożliwe zdawał się wierzyć tylko zebrany późnym wieczorem na arenie tłum kibiców.

Kiedy Gen.G prowadziło już 3:1 i dzieliła ich jedna mapa od zdobycia tytułu... Wtedy mecz zaczął się na dobre. Dragon Shire na konto Dignitas, genialny powrót na Towers of Doom i nagle mamy remis. Kibice wstają z miejsc, arena zapełnia się do ostatniego krzesła, a Kaelaris nie mówi już o krwawiących czy rannych bogach, tylko o całkowitym ich pokonaniu.
Będzie to mecz wspominany w społeczności Heroes of the Storm przez kolejne lata. Kolejne spotkania będziemy zaczynać z myślą, że chcielibyśmy zobaczyć kolejną serię w stylu tej, jaką widzieliśmy w Jönköping. W końcu, jak przyznali Koreańczycy podczas pomeczowej konferencji prasowej, Dignitas zaserwowało Gen.G najtrudniejszy mecz w ich życiach.

Tomasz Alicki

ESPORTER
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy