Reklama

Pasha Gaming School – szału nie ma

​Platforma FACEIT ogłosiła w czwartek rozpoczęcie współpracy z Jarosławem "pashą" Jarząbkowskim. Efektem tych działań jest projekt o nazwie Pasha Gaming School, który ma być akademią dla polskich zawodników. Czy jest to projekt tak bardzo godny uwagi? Śmiem wątpić.

O projekcie

Zanim dojdzie do oceny PGS, warto zacząć od wyróżniania tego, co w nim otrzymamy. Mianowicie "szkoła pashy" skierowana jest do polskich graczy. By móc wziąć udział w inicjatywie, należy wpłacać prawie 4 dolary miesięcznie. W rozgrywkach mogą pojawić się również profesjonalni gracze, choć ci zostaną inaczej potraktowani w kwestii nagród.

Przede wszystkim do szkoły mają bowiem przystąpić amatorzy, dla których projekt może stanowić szansę rozpoczęcia profesjonalnej kariery. Na taką teorię składa się kilka elementów. Uczestnicy będą mieli okazję korzystać z pomocy ekspertów, a także walczyć o angaż w FPL, czyli lidze, w jakiej rywalizują najlepsi gracze na świecie. Ponadto dla wyróżniających się "uczniów" Jarząbkowski przygotował stypendium o wartości 1000 złotych na miesiąc (wypłacane przez kwartał). Oprócz tego dla uczestników przewidziano również inne nagrody.

Reklama

Wartym zwrócenia uwagi jest fakt, iż zawodnicy zostaną podzieleni na konkretne grupy, dzięki czemu w trakcie spotkań balans poziomu powinien zostać zachowany. Więcej o całym projekcie znajdziecie m.in. na social mediach organizatorów.

Akcja ma swoje plusy

W rozważaniach na temat szkoły należy przyznać, że kilka elementów ma sens. FACEIT sprytnie bowiem otwiera się na Polskę, która nadal stanowi ważny ośrodek esportu. W ten sposób firma na pewno ma szansę zebrać większą przychylność polskich klientów. Pojawienie się w projekcie "pashy" to wręcz "samograj", jeśli chodzi o promocję przedsięwzięcia. Jarząbkowski to nadal wielka postać dla esportowych fanów, toteż nie trzeba wiele, by przekonać ludzi do projektu z nim związanego.

Dla byłego członka Virtus.pro również wydaje się to atrakcyjna inicjatywa. Dzięki PGS pozostaje on w esporcie, dzieląc się swoją wiedzą i doświadczeniem, jakiego na pewno mu nie brakuje. Poza tym w końcu zdobył on zajęcie, gdyż długo zawodnik zostawał bez drużyny. Teraz wydaje się, iż nowa działalność nie będzie aż tak godzić w jego życie prywatne. Opieka nad dwójką dzieci wymaga na pewno dużej ilości czasu, a opisywane przedsięwzięcie na pewno to gwarantuje.

Uczestnicy projektu mają z kolei szansę sprawdzać swoje umiejętności. Gdy ma się cel, łatwiej rywalizować, toteż walka o nagrody, awanse itp. może rozwinąć graczy. Ewentualne konsultacje z ekspertami lub samym "pashą" są kolejnym "kopem" motywacyjnym oraz okazją do poprawienia i udoskonalenia swojej gry.

Szału nie ma

Wszystkie wymienione plusy są jednak dość małe, zakładając, że projekt ma wnieść coś więcej dla polskiej profesjonalnej i półprofesjonalnej sceny, która aktualnie nadal bardzo mocno kuleje. Ostatnio wprawdzie marazm jest nieco mniejszy, lecz nadal jako fani oczekujemy lepszych rezultatów od polskich zespołów. Czy zatem PGS ma szansę znacząco poprawić poziom polskiego podwórka? Cytując Tadeusza Sznuka: otóż nie. Ostatecznie Pasha London School to jednak projekt o charakterze akademii, co jest największym problemem.

Na pewno wielu zdziwi się na taką tezę. Niech każdy jednak z ręką na sercu przyzna się, czy w historii CS:GO pojawił się rozwojowy projekt, który z czasem pod różnymi względami mocno zamieszał w CS:GO? A podejście do tematu było różne. Akademia jako drugi zespół? Tak. Wyszukanie młodych talentów i stworzenie w nich drużyny? Tak. Rozgrywki, w których najlepsi mogli sprawdzić się na tle profesjonalistów? Jak najbardziej.

Co z tego wszystkiego wyszło? Czy ktoś kojarzy graczy z fnatic Academy, czyli najlepszego akademickiego projektu drużynowego? Czy któryś team z talentów w jakikolwiek sposób zaznaczył swoją obecność? Ilu zawodników wykorzystało swoją szansę, pokazując się np. w FPL-u? Sumując wszystkie przedsięwzięcia, znajdziemy po nich kilka nazwisk mających dziś większy wpływ na scenę. Nadal jednak jest to mało, zważywszy na fakt, ilu graczy łącznie przewinęło się przez różnego rodzaju akademie. Nawet na polskim podwórku dobrze przeprowadzone PRIDE Academy zakończyło się fiaskiem, również indywidualnym, gdyż żaden zawodnik z tamtego projektu nie znajduje się obecnie w czołowym teamie w kraju.

Nie warto spodziewać się rewolucji

Oczywiście w dzisiejszych warunkach należy wspomagać młodych graczy. Trudno oczekiwać jednak cudownych rezultatów, jeżeli tak wiele inicjatyw zawiodło. Pasha Gaming School może być dla uczestników fajną przygodą, sprawdzeniem się oraz nowym doświadczeniem życiowym. Nie stanowi on jednak szansy dla rozwoju polskiej sceny CS:GO w taki sposób, by ta znów zaczęła bardziej liczyć się w międzynarodowych rozgrywkach. O tym, czy teza stanie się werdyktem, pokaże przyszłość. Tym samym dochodzimy jednak do pytania - jaki czas damy PGS, by móc ocenić, czy projekt się powiódł?

Patryk Głowacki, Esporter

ESPORTER
Dowiedz się więcej na temat: pashaBiceps
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy