Rocket Arena - recenzja

Rocket Arena /materiały prasowe

​Sieciowych strzelanek dostępnych za darmo jest tak wiele, że trzeba się naprawdę postarać, aby zachęcić graczy do płacenia za tego rodzaju rozrywkę.

Pomimo tego Electronic Arts podjęło ryzyko i stworzyło w ramach swojej linii EA Originals (program wsparcia dla mniejszych, niezależnych deweloperów) Rocket Arenę. To kolejna - po Apex Legends - próba zaistnienia na rynku sieciowych strzelanek, podjęta przez "Elektroników" w ostatnim czasie. Ta poprzednia okazała się jak najbardziej udana. Czy tym razem będzie podobnie? Czy stworzona z wykorzystaniem o wiele mniejszego budżetu produkcja studia Final Strike Games ma szansę na sukces?

Nie tylko na pierwszy, ale i na drugi czy trzeci rzut oka Rocket Arena wygląda jak takie Apex Legends skierowane do młodszego odbiorcy. Z wyglądu najbardziej przypomina mi chyba Overwatcha. Podobnie jak tam, tak i tutaj trafiamy do świata, w którym ścierają się ze sobą bohaterowie obdarzeni supermocami. Jest ich w sumie dziesięć i wszystkie różnią się między sobą bardzo wyraźnie. Chodzi mi nie tyle o wygląd (choć o to też), co o ich zdolności, które powodują, że każdą z nich gra się zupełnie inaczej.

Reklama

I tak na przykład Blastbeard to pirat potrafiący strzelać z armaty czy rakietą-kotwicą. Boone to specjalista od walki na dystans, któremu towarzyszy skrzydlaty stwór imieniem Zik. Jayto to prawdziwy ekspert do spraw rakiet, ubrany w kombinezon z silnikami. Mysteen to tajemnicza zawodniczka, potrafiąca tworzyć swoje widmo czy przywoływać tarczę blokującą ataki. Z kolei Amphora to odkrywczyni z Kryształowej Rafy, której jedną z umiejętności jest... przekształcenie się w wodę.

Wydawać by się mogło, że dziesięć postaci to nie tak wiele, ale uwierzcie mi, że zapoznanie się z nimi wszystkimi zajmie wam kilkanaście albo i kilkadziesiąt godzin (jeśli będziecie chcieli nauczyć się grać dobrze każdą z nich). Ponadto jestem pewien, że z czasem Final Strike Games będzie dodawało do listy bohaterów kolejne postacie. Jednak jestem przekonany, że wśród dostępnej już teraz dziesiątki znajdziecie zawodnika (lub zawodniczkę), z którym będziecie chcieli związać się na dłużej.

Rocket Arena opiera się na starciach trzech na trzech, które możemy rozgrywać w kilku dostępnych trybach. Nokaut to zwykły deathmatch do 20 fragów. W Piłce Rakietowej mamy do czynienia z zabawą przywodzącą na myśl popularne Rocket League. W Mega Rakietach staramy się przejąć kontrolę nad określonym punktem na planszy. W Podchodach skupiamy się na przejęciu skrzyni z monetami, znajdującej się na środku planszy, a następnie zaniesieniu jej do naszej bazy. Ostatnim trybem jest Atak Rakietobotów, w którym - dla odmiany - trójka graczy odpiera ataki robotów sterowanych przez sztuczną inteligencję.

Jak widzicie, w trybach rozgrywki nie ma żadnego zaskoczenia. Ale pomimo tego w Rocket Arenę gra się świetnie. To zasługa dobrego feelingu związanego ze strzelaniem, nieźle wyważonych proporcji między postaciami (choć nad balansem twórcy muszą jeszcze popracować), a także plansz, na których toczymy pojedynki. Tych ostatnich jest na tę chwilę dziesięć i każda z nich jest inspirowana którymś z bohaterów. Podobnie jak dostępne w Rocket Arenie postacie, są bardzo zróżnicowane oraz kolorowe. Autorzy wykazali się, tworząc projekty, które nie tylko są ładne, ale przede wszystkim dają dużo swobody i możliwości. Taktyka i współpraca mają tutaj naprawdę duże znaczenie.

Rocket Arena to sieciowa strzelanka ze sporym potencjałem, który na pewno łatwiej byłoby wykorzystać, gdyby "Elektronicy" zdecydowali się wydać grę w formule free-to-play. Tymczasem trzeba za nią zapłacić niecałe 150 złotych. Okej, rozumiem, że generalnie za gry się płaci i że 150 złotych to nie majątek, ale akurat w segmencie wieloosobowych shooterów można spokojnie znaleźć bardzo dobre, darmowe alternatywy (żeby daleko nie szukać - na przykład Apex Legends). Czy w tej sytuacji gracze będą skłonni do tego, by płacić za Rocket Arenę? Czas pokaże. Ja mogę tylko napisać, że gra jest warta swojej ceny. A czy chcecie płacić za tę formę rozrywki, to już zależy od was.

ESPORTER
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy