Call of Duty: World War II już od ponad miesiąca znajduje się na konsolach zagorzałych fanów. Sledgehammer powoli naprawia grę, a Activision ogłasza kolejne zmiany w esportowym świecie. Z okazji nowej odsłony serii postanowiliśmy porozmawiać trochę o potencjale polskiej sceny oraz samego WWII z Kamilem Dziukiem.
Tomasz Alicki: Zacznijmy od tego, żebyś powiedział kilka słów o sobie. Wiem, że castowałeś wcześniej turnieje Call of Duty. Opowiedz, czym się aktualnie zajmujesz. Jaki jest twój udział w polskiej scenie CoD-a?
Kamil "Dziukens" Dziuk: Zaczęło się od tego, że kiedy byłem w gimnazjum, YouTuber Squbany, który nagrywa jeszcze do teraz, sprzedawał swoją nagrywarkę. Od zawsze chciałem stworzyć jakąś społeczność, zebrać ludzi wokół konkretnego tematu. W tym przypadku było to oczywiście Call of Duty. Nie chciałem po prostu wyrażać własnej opinii, zależało mi na dyskusji, na poznaniu zdania widzów. Kupiliśmy więc ze znajomym nagrywarkę, ja miałem Xboksa, a on PlayStation, i zacząłem nagrywać materiały. Początkowo na bardzo niskim poziomie. Do kanału mocno przyłożyłem się dopiero w roku 2013-2014.
I to było od samego początku, aż do teraz, tylko Call of Duty?
- Tak. Trzy dni temu skończyłem 20 lat i swoją przygodę z gamingiem rozpocząłem bardzo wcześnie, w wieku trzech lat dostałem PS One wraz z workiem przerobionych gier. Mój pierwszy kontakt z Call of Duty nastąpił z kolei gdzieś w czwartej klasie szkoły podstawowej. Najpierw Call of Duty 4 na PC, World at War na Xboksie i wreszcie Modern Warfare 2. Black Opsa nie ruszałem, byłem młody i głupi, nie do końca rozumiałem jeszcze, o co chodzi (śmiech). Zawsze CoD był głównym contentem na moim kanale.
A jak wyglądała twoja przygoda z profesjonalnymi imprezami? Jak do tego doszło?
- Zaczęło się od kolejnego YouTubera, największego polskiego kanału poświęconego wyłącznie Call of Duty, PinGuiNPL. Wyszedł on z inicjatywą, za "kadencji" Black Opsa 3, stworzenia własnego eventu i zaproponował mi, czy nie chciałbym w czym uczestniczyć. Zawsze pasjonowało mnie komentowanie, bardziej sportowe. PinGuiN dał mi szansę spróbować się w tym aspekcie. No i właśnie PinGuiN Brothers Tournament to było moje pierwsze wydarzenie, które pozwoliło mi bardziej zainteresować się competitive Call of Duty. Do tej pory byłem po prostu ponadprzeciętnym graczem, który chciał wyjść gdzieś poza zwykłe "publici". Zacząłem oglądać Black Opsa 3, spodobało mi się i potem przyszedł Infinite Warfare, powodzenie CoD-a niestety trochę spadło, pod względem oglądalności oraz populacji graczy. Teraz nareszcie jest World War II, gdzie rozgrywka jest bardziej przemyślana, taktyczna.
Grałeś kiedykolwiek competitive? Czy jesteś teraz częścią jakiejś drużyny?
- Nie, nigdy nie miałem swojej drużyny. Kiedyś, jeszcze za czasów Call of Duty: Ghosts graliśmy publici klanowo. Byliśmy wtedy w najwyższej, diamentowej dywizji. Advanced Warfare już nam pod względem rozgrywki tak nie pasowało.
Przejdźmy teraz do polskiej sceny Call of Duty, porozmawiajmy o jej rozwoju. Wystarczy spojrzeć na Counter Strike’a czy League of Legends, obecność Polskiej Ligi Esportowej czy Mistrzostw Polski. Jak duża jest różnica pomiędzy tymi tytułami? Czy wciąż jest to przepaść, czy coś się zmienia?
- Postaram się odpowiedzieć na to pytanie z dwóch perspektyw: światowej oraz polskiej. Jeżeli chodzi o sytuację w Polsce, przepaść pomiędzy CS-em czy LoL-em a Call of Duty jest olbrzymia. Zacznijmy od tego, że Polska jest krajem PC, nikt chyba nie ma co do tego wątpliwości, kraj kwitnący Counter Strikem, League of Legends, Rainbow Sixem oraz Battlefieldem. Każdy inny tytuł wykraczający ponad tą czwórkę spotyka się z falą hejtu. Dokładnie tak wygląda sytuacja Doty w Polsce, która jest naprawdę świetną, ciężką grą. Prawdopodobnie sympatia do nowej gry pojawi się w momencie sukcesu jakiejś naszej drużyny.
W Polsce nie ma czegoś takiego jak esport konsolowy, ludzie tego nie tolerują. Wszyscy twierdzą, że jest auto aim, że nie ma w tym żadnego skilla. W praktyce działa to oczywiście zupełnie inaczej, ale nikogo to nie interesuje. Ludzie chcą esportu na PC, a jeżeli chodzi o sam potencjał, Call of Duty jest w tym ścisłym TOP5, obok Counter Strike’a czy Doty. Brakuje po prostu jakiejś organizacji, która profesjonalnie potraktowałaby esport na konsolach. Sam aktualnie pracuję nad swoim projektem, ale do jego premiery zostało jeszcze trochę czasu, więc nie mogę zdradzić wielu szczegółów.
Od której strony w takim razie podejść do promowania Call of Duty w Polsce? Dlaczego CoD może stać obok największych tytułów TOP 5, o których wspominałeś?
- Call of Duty to jest gra od Amerykanów dla Amerykanów. Widać już jednak, że dotychczasowa polityka Activision ulegnie niedługo zmianie. Ogłoszono National Circuit, zaczynamy wykraczać daleko poza Stany Zjednoczone. Chcą stworzyć szansę dla wszystkich, którzy potrafią w tego CoD-a grać, niezależnie od narodowości.
Jeżeli rozmawiamy o naszym podwórku, moim zdaniem potrzeba jakiejś inicjatywy od Activision. Mamy polski dubbing i abstrahując od jego wykonania, jest to naprawdę fajna sprawa, ale nie ma większego wsparcia. Nie trzeba daleko sięgać wzrokiem. Wystarczy wspomnieć ostatnie Warsaw Games Week, gdzie finały Infinite Warfare w ogóle się nie odbyły. Brakuje projektu, który miałby zachęcić ludzi do spróbowania, do zmiany opinii. Był w Black Opsie 3 turniej z pulą nagród 10 tysięcy Euro, potrzeba więcej takich imprez. Ktoś musi sprofesjonalizować takie eventy, zainwestować trochę pieniędzy bez typowego nastawienia na natychmiastowy zwrot.
W czym się twoim zdaniem objawia ta kwestia "od Amerykanów dla Amerykanów"? Dlaczego tak trudno zainteresować jest Europejczyków? Chodzi po prostu o korzenie Call of Duty, o całą kulturę, jaka tam powstała wokół CoD-a?
- Chodzi dokładnie o to, o czym powiedziałeś. W Stanach Zjednoczonych to jest oddzielna kultura. Na wydarzeniach zbierają się tłumy ludzi, a sceny i organizację można spokojnie porównać do tego co działo się na Majorze w Krakowie. W USA Counter Strike dopiero powoli dogania Call of Duty, pioniera gatunku. Europa zawsze stała CS-em, Rainbow Sixem i Battlefieldem. Tutaj zawsze traktowano CoD-a jako chaotyczną, bezmyślną walkę.
Rozmawialiśmy też wcześniej o twojej cegiełce, którą chcesz dołożyć do polskiej sceny Call of Duty. Między innymi to mnie skłoniło, żeby poprosić cię o wywiad. Możesz zdradzić jakieś szczegóły odnośnie nadchodzącego projektu?
- Niestety zbyt wiele na razie zdradzić nie mogę. Chciałbym po prostu wprowadzić trochę profesjonalizmu do naszej sceny, to jest główny powód, dlaczego wystartowałem z tym projektem. Call of Duty potrzebuje marketingu w Polsce, stworzyć szansę dla ludzi, żeby zagrali competitive.
Przechodząc do World War II. Jak ci się podoba na razie? Nadchodzi dobry rok dla Call of Duty?
- Tempo rozgrywki w Infinite Warfare było bardzo duże, szansa na przeprowadzenie taktyk mocno zmalało. Tutaj wszystko jest bardziej przemyślane, wolniejsze. Wystarczy spojrzeć chociażby na tryb hardpoint. Kiedy umrzesz, powrót na punkt zajmuje dużo więcej czasu bez odrzutowego plecaka czy biegania po ścianach. Jaka jest moja opinia po pięciu dniach od premiery? Pomijając kwestie serwerów, pół miliarda dolarów zgarnięte przez Activision mówi samo za siebie.
Przejdźmy do konkretów. Myślałeś już o nowym Call of Duty pod kątem esportowym? Pojawiło się sporo krytyki odnośnie małych, ciasnych map pełnych "head glitchy" czy balansu broni. Jakie jest twoje zdanie?
- Nie mieliśmy jeszcze okazji sprawdzić pierwszego, pełnoprawnego patcha po premierze. Ciężko jest dostosowywać grę po beta testach. Nie możemy rozmawiać o balansie pięć dni od wyjścia nowego tytułu. Jeżeli chodzi o mapy, w Call of Duty zawsze graliśmy w podobnych warunkach, dlatego za bzdurę uważam porównywanie go do Battlefielda. Dominuje ten sam styl, lokacja zbudowana wokół trzech, równoległych linii. Ludzie chcieli starego CoD-a, teraz je dostali i powinni się nim cieszyć.
Map jest niestety trochę mało, chociaż nie martwię się o nie za bardzo, ponieważ jak co roku, kupiłem season passa. Cieszę się, że ludziom podoba się tryb wojny, bo sam za dużo czasu tam nie spędziłem. Jest to dobra odskocznia od standardowych map. Jak na razie jestem zadowolony. Musimy poczekać do pierwszego patcha, zobaczymy, jak wtedy ukształtuje się meta pod względem esportu.
A co sądzisz o nowym systemie dywizji?
- Pod względem esportowym ciężko będzie znaleźć jakiś złoty środek. System "Pick 10" czy "Pick 13" pozwalały na dopasowanie różnych perków kosztem dodatków do broni czy liczby granatów. Dywizje zmuszają do kompromisu. Musisz zdecydować się na jedno i cierpieć, jeżeli akurat podjęliśmy złą decyzję. Moim zdaniem, jeżeli granaty nie zostaną zmienione do rozpoczęcia sezonu, większość będzie używała umiejętności redukujących dostawane od nich obrażenia oraz zmniejszających odrzut broni. Na pewno znajdzie się jeszcze kilka użytecznych opcji, których jeszcze nie miałem okazji użyć. System dywizji to na pewno bardzo duże ułatwienie rozgrywki. Teraz łatwiej jest wszystko zrozumieć. Mniej doświadczonym wyjdzie to na plus, a weterani będą narzekać.
Wspominałeś również o National Circuit, o rozgrywkach krajowych. Kolejne kraje dołączyły do nowego projektu Activison. Czy to jest odpowiedni kierunek rozwoju Call of Duty?
- Tak, jest to bardzo dobry sposób na zainteresowanie CoD-em nasz kontynent. Wcześniej, oprócz Splyce, zbyt wiele europejskich drużyn nie przeszło chociażby ćwierćfinałów. Jest Hiszpania, Włochy, Wielka Brytania... Moim zdaniem jest to ogromny plus i bardzo dobra decyzja Activision, żeby popchnąć Call of Duty do Europy. Brakuje oczywiście Polski, ale organizatorzy chyba wiedzą, jak to u nas wygląda. Potrzebujemy innego rodzaju inwestycji. National Circuit w Polsce wiązałoby się raczej z większą liczbą kosztów, a nie gwałtownym wzrostem zainteresowania Call of Duty w kraju.
Dziękuję Ci bardzo za wywiad.
- Dziękuję. Na koniec powiem jeszcze: big things coming!