Zabójca Fortnite'a! PUBG może pakować manatki! Battlefield na pewno nie wejdzie na ten poziom! Black Ops 4 wreszcie doczekał się swojej premiery, a razem z nim wyczekiwany przez sporą część społeczności battleroyale. Zastanówmy się chwilę nad tym, co Blackout wnosi do nowego, potężnego gatunku i jak bardzo może pomóc rozwojowi Call of Duty.
Blackout zbawieniem dla Call of Duty
Wchodzę właśnie na Twitch.tv, otwieram listę gier posortowaną według popularności i widzę Black Ops 4 na samym szczycie. Jasne, Ninja akurat zrobił sobie przerwę na lunch, a Tfue pewnie odsypia wczorajszą nockę. Panowie w końcu wrócą, razem z nimi dziesiątki tysięcy dzieciaków, i Fortnite wróci na swoje ciężko zapracowane pierwsze miejsce. Nie chodzi jednak o tę czołową pozycję. Gdybym miał szukać WWII rok temu, tydzień po premierze, pewnie przeglądałbym drugą dziesiątkę. I chociaż Twitch nie jest wyznacznikiem popularności gier, Call of Duty znów wraca na usta fanów FPS-ów. Wraca przede wszystkim dzięki Blackoutowi.
Twórcy Call of Duty wreszcie zdecydowali się bowiem na nieco inny krok. Zamiast kolejny rok z rzędu robić dokładnie to samo, zadowalając wyłącznie swoją społeczność, postanowili również spróbować swoich sił w nowym, szybującym na szczyty popularności gatunku. W ten sposób zapowiedziano Blackout, nowy battleroyale, który miał składać się z różnych fragmentów poprzednich Black Opsów. Minęły kolejne zapowiedzi, minęła świetnie przyjęta beta i wreszcie doczekaliśmy się premiery.
Shroud szybko się uzależnił, wielu streamerów znalazło swoje nowe, główne gry, a Black Ops codziennie utrzymuje się w czołówce Twitcha. Blackout może potencjalnie znacznie zwiększyć żywotnośc teogorcznego Call of Duty. Kiedy już wszystkie easter eggi w zombie zostaną odkryte, a większość ludzi znudzi się wbijanie kolejnych prestiży w oczekiwaniu na gry rankingowe w multiplayerze, wciąż pozostanie Blackout.
Black Ops Pass
Trzy słowa, które chyba najbardziej irytują każdego fana Call of Duty. Karnet sezonowy, season pass. Jakkolwiek tego nie nazwać, brzmi równie okrutnie. W czasach gdy Battlefield rezygnuje ze swojego premium, a Epic pokazuje, jak można zarabiać setki milionów na customizacji w darmowej grze, Activision cały czas wraca do tego samego, przestarzałego modelu, który zapewnia im gwarantowany przychód.
Jeżeli więc miałbym chwilę pomyśleć o tych negatywnych aspektach, poszukać czegoś, co może utrudnić rozwój Blackouta i wykorzystanie jego pełnego potencjału, Black Ops Pass znalazłby się na pierwszym miejscu. Wyobrażam sobie bowiem scenariusz, gdzie battleroyale zostaje w aktualnym stanie aż do kolejnego DLC. Wtedy pojawia się nowa zawartość, może coś na wzór battle passa dostępnego aktualnie w multiplayerze. "Chcecie mieć więcej rzeczy do zrobienia w Blackoucie? Zachęcamy do zakupu Black Ops Passa".
Na drugim miejscu wrzuciłbym pewnie fakt, że gry nie można kupić oddzielnie, chociaż społeczność już chyba powoli pogodziła się z tym problemem. Nawet jeżeli kogoś początkowo interesuje tylko Blackout i musi wydać na niego 60 Euro, cena jest naprawdę sprawiedliwa względem zawartości, jaką dostajemy w dniu zakupu. Zombie i multi mogą równie dobrze funkcjonować jako skuteczna odskocznia od Blackouta, kiedy szczęście nie sprzyja, a naprzeciw stają tylko rywale z armorem na trzecim poziomie.
Nowa jakość battleroyale
Tak jak krótko wspominałem w swojej recenzji Black Opsa 4, za Blackouta podziękują nawet ci gracze, którzy planują grać w inne battleroyale, kibicujący rozwojowi nowego gatunku. Do tej pory był to bowiem rynek wręcz bezkonkurencyjny. PUBG, chociaż na początku bił rekordy i odniósł potężny sukces, osiadł na laurach i wciąż nie może wykopać się z przepaści, jaką stworzył performance ich gry. Ostatnio echem po Twitchu rozchodził się Battlerite Royale i chociaż twórcom udało się zaproponować graczom coś nowego, nijak ma się to do sukcesu poprzedników. Reszta prób to gry typu Ring of Elysium, które swoim wyglądem i działaniem krzyczą, że są dostępne za darmo.
Wreszcie do gatunku battleroyale wkroczyły więc potężne firmy, które razem ze swoimi nieszczęsnymi Black Ops Passami, niosą również jakość, wsparcie i możliwości, jakich nie mogliśmy do tej pory uświadczyć u konkurencji. Wchodzimy więc w kolejną erę battleroyale, gdzie w parze z setką osób na jednej mapie będzie musiała również iść jakość i rozgrywka oryginalna na tyle, żeby pokonać aktualną czołówkę.
Competitive Blackout
O esportowym Blackoucie nie wiemy dosłownie nic. Pierwsze ogłoszenia dotyczące sceny w Black Ops 4 nie wspomniały o nowym battleroyale. Gdybym miał bawić się w spekulacje, powiedziałbym również, że PC będzie tą platformą, gdzie Blackout będzie rozwijał swoje skrzydła. Biorąc pod uwagę, że lootowanie przeciwnika na PS4 trwa mniej więcej tyle, ile jedna gra na PC, nie ma graczy o tak dużych pokładach cierpliwości, żeby na konsoli trenować i rywalizować.
Mieliśmy ostatnio pierwszy turniej w Blackouta, Code Red Tournament zorganizowany przez BoomTV i DrDisrespecta. Dla fanów battleroyale, którzy interesowali się wcześniej rozwojem sceny Fortnite’a, będzie to powtórka z czasów, kiedy w grze Epic brakowało prywatnych lobby. Tutaj mamy bowiem ten sam problem. Nie ma jeszcze możliwości stworzenia gry, gdzie można wrzucić wszystkich uczestników, więc bawimy się w grę pt. "kto zabije więcej".
Chociaż dostarczyło to wiele emocji, a widowisko zaserwowane nam przez duo Courage/Teepee i Shrouda zostanie na długo zapamiętane przez widzów, nijak ma się to do lobby pełnego doświadczonych graczy.
Na razie pozostaje więc uzbroić się w cierpliwość. Oby Treyarch szybciej wpadł na to, jak stworzyć prywatne lobby, a Activision zastanowiło się nad wsparciem sceny PC. Póki jednak to nie nastąpi, musimy polubić się z wyścigami o fragi.
Fortnite nigdzie się nie wybiera
Na zakończenie krótkie przypomnienie, że Blackout zabije co najwyżej PUBG-a, a Fortnite zostanie dokładnie w tym samym miejscu, w jakim był dwa tygodnie temu. Może Epic straciło znudzonego, wyczekującego premiery Black Opsa Shrouda, ale nic poza tym. Temat poruszany był już niejednokrotnie, a ostatnio powtórzył to jeden z głównych zainteresowanych, Driftor, popularny YouTuber Call of Duty, mówiąc, że chociaż w BO4 bawi się świetnie, dalej planuje nagrywać Fortnite’a.
Model free to play będzie zachęcał do łatwego i pozbawionego ryzyka spróbowania, miliony pakowane w esport przez Epic przyciągają kolejnych fanów środowiska competitive, a kreskówkowy charakter Fortnite’a, bez żadnej agresji, krwi i wulgarności, pozwoli twórcom zarabiać tyle pieniędzy na reklamach, ile tylko sobie wymarzą. Zamiast snuć więc kolejne teorie, jak można pokonać Fortnite’a, lepiej cieszyć się z zaistniałej konkurencji i tego, że kiedy jeszcze na rynek trafi wersja battlefieldowa, każdy będzie mógł znaleźć coś dla siebie.