Fortnite bije wszelkie rekordy popularności, a produkcja stała się prawdziwym fenomenem także wśród najmłodszych graczy. Dawniej rodzice wyganiali pociechy na dwór, by "nie siedziały cały dzień przed ekranem". Dzisiaj? Dzisiaj rodzice wynajmują trenerów, by poprawić wyniki.
Taką historię opisuje serwis internetowy dziennika The Wall Street Journal. Ally Hicks, widząc kolejne porażki swojego syna, wydała 50 dolarów na stronie z ogłoszeniami, kupując w ten sposób cztery godziny lekcji Fortnite.
Jak się bowiem okazuje, Fortnite stało się takim fenomenem wśród najmłodszych graczy, że słabe wyniki na serwerach mogą nawet przełożyć się na szykany w szkole.
"Jest spora presja związana nie tylko z tym, by po prostu grać, lecz by grać na wysokim poziomie. Można sobie wyobrazić, co musiał przeżywać w szkole" - wyjaśnia Hicks z Anglii.
Dziesięcioletni Rob, jak sam przyznaje, dzięki lekcjom poprawił umiejętności. I to znacznie - obecnie ma nadzieję, że koledzy nie oskarżą go o oszukiwanie. Komentarze w szkole nie są jedynym powodem, dla którego rodzice decydują się na wynajmowanie trenerów dla swoich pociech. Fortnite przekształca się w dyscyplinę esportu, a największe turnieje wiążą się z ogromnymi nagrodami pieniężnymi.
Dlatego też Nick Mennen z Teksasu nie wozi swojego syna na tenisa czy treningi piłki nożnej, lecz sadza go przed monitorem, płacąc 20 dolarów za godzinę "korepetycji". Jak sam przyznaje, w przyszłości ma nadzieję nie tylko na zyski z turniejów, lecz także stypendia w szkołach.
Mennen przyznaje, że dzięki lekcjom jego syn - Noble - notuje 10 do 20 zwycięstw dziennie. Sam chłopak wydaje się być zadowolony z ambicji ojca i przyznaje, że gra obecnie dużo lepiej od niego.
Trenerzy ogłaszają się na wyspecjalizowanych stronach internetowych. Jedna z nich - Bidvine - ujawniła, że od początku marca wynajęła w ten sposób ponad 1,4 tys. trenerów Fortnite.
"To dla mnie całkowita abstrakcja. Mój ojciec nigdy nie zapłaciłby za lekcje grania" - przyznaje jeden z takich "coachów", Logan Werner.
Inni ojcowie wydają się mieć nieco bardziej stonowane podejście. Euan Robertson twierdzi, że chce po prostu, by jego synowie radzili sobie dobrze w czymś, co sprawia im przyjemność, a trener jest dostępny tylko, jeśli oceny w szkole są na odpowiednim poziomie.
Ojcowie wynajmują trenerów także dla siebie, by lepiej rywalizować ze swoimi pociechami i poznać ich zainteresowania. Nie wszystkie dzieciaki są podobne zadowolone, gdy rodzic staje się nagle dużo lepszy w ich ulubioną grę.