IEM Katowice co roku było wielkim świętem esportu nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Setki tysięcy ludzi oglądało zmagania przez internet, natomiast regularnie ponad 100 tysięcy osób zjawiło się w tym celu w katowickim Spodku oraz Miejskim Centrum Kultury. Tegoroczna atmosfera wokół wydarzenia jest jednak zgoła odmienna. Z obawy przed koronawirusem wojewoda śląski zakazał publiczności uczestnictwa w evencie. Nie dziwi zatem fakt, że IEM 2020 jest wyjątkowo gorzki.
Jeszcze wczoraj wydawało się, że wydźwięk artykułów publikowanych na różnych portalach będzie inny. W głowie kroił się bowiem scenariusz wyrażeń i zwrotów typu "nic się nie zmieniło", "jednak z publicznością" czy "mimo strachu wszystko dobrze się skończyło". Ostatecznie nie wszystko dobrze się skończyło. A może właśnie skończyło się lepiej, niż mogło?
Koronawirus to realny problem
Zagrożenie nowym typem wirusa to aktualnie temat poruszający świat. Kilka krajów ma bowiem z nim coraz większy problem. Infekcja rozprzestrzenia się również w Europie, gdzie głównym ośrodkiem zmartwienia są Włochy. Zwracając uwagę, w jakie miejsca trafił wirus, wręcz kwestią czasu jest, by oficjalnie ogłoszono informację o zarażonej osobie w Polsce.
Mimo tego dość długo wszyscy zapewniali, że ten kłopot IEM-a nie dotyczy. Na wszelki wypadek organizatorzy zapowiedzieli zwiększenie środków ostrożności, by lepiej zadbać o bezpieczeństwo wszystkich znajdujących się w obiekcie. Gdy temat prawie został uznany za zamknięty, przyszedł czwartek, wywracając wszystko do góry nogami.
Zaczęło się od bomby - słowa w senacie o zbadaniu całej sprawy. Od tego momentu wokół imprezy doszło do ogromnego zamieszania. Szereg pojawiających się informacji. Dziennikarze walczyli o wiadomości, ESL o rozwiązanie sprawy, weryfikując słowa polityków. Finalnie wszyscy czekali jednak na to, co powie wojewoda śląski, do którego ostatecznie należała decyzja.
Smutek organizatorów
Krótko przed 20:00 zapadł werdykt - IEM musi odbyć się bez udziału publiczności, gdyż zagrożenie epidemiologiczne jest zbyt duże. Dla organizatorów padł najgorszy możliwy wyrok. I nie chodzi już nawet o straty finansowe, jakie przyniesie taka decyzja, choć te oczywiście będą ogromne.