Virtus.pro pozbywa się Polaków... i dobrze

Snax z Virtus.pro /AFP

​Zdaniem portalu dexerto.com Virtus.pro wykupi obecny skład AVANGAR, co oznacza, że polska drużyna straci pracę w organizacji. Choć to nieoficjalne informacje, to trudno w nie nie wierzyć. Nikogo to zresztą nie dziwi, większość nawet cieszy.

Legenda umarła już dawno

Polskie "VP" tak bardzo zakorzeniło się w umysłach fanów śledzących rozgrywki CS:GO, że trudno będzie pogodzić się z faktem, iż niebawem Polacy nie będą już reprezentować barw "Niedźwiedzi". Trzeba jednak przyznać, że związek na linii organizacja - polska drużyna dawno stracił na wartości i jego kontynuacja trwała za długo.

Polscy fani do dziś potrafią skandować "Virtus.pro" na różnych turniejach, co pokazuje, jak jeden skład mocno pozostał w pamięci kibiców. Z legendarnej piątki zostały już tylko wspomnienia. Mimo zmian w formacji, jakie dokonały się na koniec zeszłego roku, w grze Polaków z Virtus.pro nic się nie poprawiło. Nowy zespół nie był nawet bliski sięgnięcia legendy, nie mówiąc już o tworzeniu własnej.

Reklama

Oczywiście każdy w pełni rozumu wiedział, iż nowy projekt nie miał na celu mierzenia się z TYM składem. Chodziło jednak o to, by powstał nowy polski zespół mogący walczyć o naprawdę wysokie cele. W teorii pseudonimy pokazywały, iż skład ma jakiś potencjał.

Pstryczek w nos - w pełni zasłużony

Każdy widział jednak, co miało miejsce. Drużyna od samego początku grała bardzo źle, rzadko kiedy pozytywnie zaskakując swoich fanów. Nie pomagał czas, choć mówiło się, że zawodnicy trochę go potrzebują. Nie pomagały zmiany, choć szczególnie dołączenie Tomasza "phra" Wójcika wydawało się dobrą opcją. Przez chwilę formacja z nim w składzie miała wzrost, osiągając półfinał GG League, zwycięstwo w PLE oraz finał V4 Future Sports Festival. Jak kończy się rok? Siódme miejsce w ESL Mistrzostwach Polski, a w międzyczasie regularne porażki z dużo słabszymi przeciwnikami podczas różnorakich kwalifikacji.

Nie dziwi zatem fakt, że Virtus.pro zdecydowało się wykupić skład AVANGAR. Takie informacje podaje dexerto.com, które raczej nie myli się co do prognoz i przecieków. Wybór organizacji wydaje się rozsądny. Wspomniana drużyna jest obecnie drugą najlepszą z regionu CIS. Formacja przynajmniej mogłaby przywrócić nazwę Virtus.pro na wielkie turnieje, a tam mogłaby się pokusić o niezłe wyniki. W przeciwieństwie do Polaków.

Nowa era - dla organizacji i Polski

2020 rok przynosi zatem nową erę dla organizacji, która będzie musiała przebudować swój plan na marketing. Polacy przestaną bowiem być znaczną częścią formacji. Przed "VP" pojawi się okazja zgarnięcia fanów na innym rynku, licząc, iż ich nadchodzący podopieczni przywrócą markę na należne jej miejsce.

Nowość nadchodzi również dla Polski. Można parafrazować klasyka, że "nie będzie już polskiego Virtus.pro na kolejnych...". I bardzo dobrze, że nie będzie. Może taka sytuacja zmieni i ruszy coś w polskim świecie CS:GO. Może decyzja "Niedźwiedzi" da do zrozumienia, że polscy zawodnicy już od dawna nie są zachwycającym towarem i muszą oni ciężko pracować, by zacząć osiągać dobre wyniki. Niektórzy słusznie twierdzą, że skończyło się granie za duże wynagrodzenie. Czy ostatecznie cokolwiek to zmieni? Zobaczymy.

Drużyna... nadal z czymś do udowodnienia

W rozważaniach nie można zapomnieć o samym zespole, który za chwilę zostanie "na lodzie". Pytanie, jakie nasuwa się, to czy Janusz "Snax" Pogorzelski i spółka zamierzają kontynuować wspólną przygodę. Możliwe, iż każdy pójdzie w swoją stronę. O ile mają gdzie. Co, jeśli jednak formacja nadal postanowi wspólnie rywalizować?

Z jednej strony zespół straci tę regularnie podnoszoną presję związaną z organizacją. Pomijając, że było to jedno z głupszych argumentacji słabych wyników ekipy, to czy na pewno zejdzie z nich presja? Wszyscy spojrzą na zespół na nowo, patrząc, czy pozbycie się "Virtus.pro" w nazwie faktycznie pomoże im w grze.

Ewentualny dalszy brak rezultatów jasno da do zrozumienia, że projekt jest spalony. Hipotetyczna poprawa wyników wielu osobom sugerowałaby jednak, że to bycie w rosyjskiej organizacji hamowało zespół. A co jeśli byłby to efekt zrozumienia przez graczy, iż skończył się okres ciepłej posadki i teraz by zarobić, trzeba się narobić?

Na razie nie ma jednak sensu aż tak dalekie wybieganie w dywagacjach. Obecnie wciąż "VP" jest polskie, choć za chwile taka sytuacja dobiegnie końca. Nikogo to już nie dziwi, nikogo nie smuci, co tylko wyraźnie pokazuje, jak polski zespół organizacji stracił w oczach fanów.  

Patryk Głowacki

ESPORTER
Dowiedz się więcej na temat: virtus.pro
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy