21-letnia Dia - słysząc niepokojące odgłosy - chwyciła za telefon i wezwała pomoc medyczną. Nie byłoby w tym nic specjalnie dziwnego, gdyby nie fakt, że dzwoniła z... Teksasu w Stanach Zjednoczonych, oddalona o jakieś osiem tysięcy kilometrów od swojego kolegi z drużyny.
Rodzice Jacksona byli piętro niżej i oglądali spokojnie telewizję. Jak przyznają w rozmowie z dziennikiem Liverpool Echo, byli całkiem zaskoczeni, gdy na ulicy pojawiły się dwa radiowozy na sygnale. Zaskoczenie było jeszcze większe, gdy policjanci podbiegli do ich frontowych drzwi.
Funkcjonariusze poinformowali rodziców, że ktoś zza oceanu zgłaszał problem u jednego z domowników. Rodzice od razu pobiegli na górę, gdzie Jackson walczył z atakiem drgawek, nie zdając sobie do końca sprawy z tego, co się wokół niego dzieje. W słuchawkach nadal słyszał Dię.
Jesteśmy bardzo wdzięczni Dii za to, co zrobiła. Pogotowie w Cheshire zapewne nie dostaje codziennie telefonu z Ameryki.
Kobieta z Teksasu nie wiedziała o problemach zdrowotnych Jacksona, lecz zachowała przytomność umysłu, błyskawicznie znajdując w internecie numer kontaktowy dla miasta Widnes w Lancashire. Jackson pojechał do szpitala, gdzie przeszedł szereg badań. Został wypisany następnego dnia. Nastolatek już w przeszłości doznał ataku drgawek, po którym spędził w szpitalu cały tydzień. Lekarze nie byli jednak w stanie znaleźć przyczyn.
Założyłam właśnie słuchawki i usłyszałam coś, co brzmiało jak atak epilepsji, więc zaczęłam się martwić i pytać, czy wszystko w porządku. Nie odpowiadał, więc od razu zaczęłam szukać numeru telefonu w Europie. Numer alarmowy nie działał dla osób z USA, więc miałam tylko nadzieję, że ten standardowy pozwoli mi porozmawiać z prawdziwą osobą. Gdy usłyszałam głos w słuchawce, musiałam zmusić się, by samemu nie panikować i zachować spokój.