Reklama

Mariusz Pudzianowski: Rozmawiamy z polskim ambasadorem gry World of Tanks Blitz

Pod koniec października 2021 roku wywodząca się z Białorusi firma Wargaming, twórcy bardzo popularnych gier z czołgami w rolach głównych, poinformowała, że polskim ambasadorem World of Tanks Blitz został Mariusz Pudzianowski, polski zawodnik MMA, a także utytułowany strongman i rugbysta. Mieliśmy okazję porozmawiać z popularnym "Pudzianem" o tym projekcie, grach, esporcie i wielu innych rzeczach.

Krzysztof Chałabiś, Esporter: - Skoro jest pan ambasadorem World of Tanks Blitz, to dlaczego akurat ten tytuł przykuł pańską uwagę?

Mariusz Pudzianowski
: - Jak mam chwilę wolną to lubię pobawić się grami związanymi z czołgami, ciężkim sprzętem, ciężarówkami, te klimaty. Ludzie od World of Tanks Blitz zgłosili się do mnie czy nie chciałbym jej promować. Nic lepszego takiemu koniowi jak ja nie mogło się trafić więc zgodziłem się. Fajna zabawa, nowe wyzwanie.

Reklama

Grzegorz Gajkoś, Esporter: - Jakie ma pan doświadczenie z grami wideo?

- Od dziecka miałem doświadczenia z grami wideo. Będąc młodym chłopakiem kupiłem sobie pierwsze gry na kartridżach, potem na kasetach magnetofonowych. To były lata 90-te, z bratem pracowaliśmy, żeby kupić konsolę Pegasusa. Na nią też gry z czołgami były, później Tekken, także od najmłodszych lat zawsze gdzieś nam te gry towarzyszyły. No i pamiętam, że mieliśmy po dwa komplety joysticków, żeby w te gry grać razem, na telewizorze. Oczywiście te joysticki łamały się w naszych rękach na potęgę...

Każdy kto śledzi media społecznościowe wie, że Mariusz Pudziankowski raczej należy do grona ludzi zapracowanych. Skąd w ogóle czas na gry wideo między różnymi obowiązkami?

- Zazwyczaj wstaję o 5:30 i zaczynam od godzinnego treningu porannego, potem na 7:00 do pracy, wracam około 21:00 i po całym dniu chcę się trochę zrelaksować. Wtedy albo telewizor, albo telefon lub laptop do ręki i gry związane ze sztukami walki, albo z samochodami, albo z czołgami właśnie. Teraz promuję World of Tanks Blitz i gram sobie z chłopakami.

Zetknął się pan kiedykolwiek ze światem esportu, w którym całe rzesze profesjonalnych graczy z całego świata rywalizują w przeróżne gry o setki tysięcy czy nawet miliony dolarów?

- Miałem okazję zetknąć się z ludźmi esportu kilka lat temu. Esport nie jest to realny sport, w sensie fizycznym. Oczywiście wymaga on koncentracji. Jest to przeciwieństwo tego, co ja robię, gdzie dużo czasu spędzam na salach treningowych. Oni też dużo czasu poświęcają przed komputerem, u mnie jest to wysiłek fizyczny. Zmęczenie fizyczne jest zupełnie inne od psychicznego, także trudno zweryfikować, czy któryś jest cięższy.

Poznał pan osobiście jakichś esportowców?

- Nie, nie mam kontaktu bezpośrednio z zawodnikami esportowymi, ale bardzo dużo słyszę o nich. Nawet w telewizji są kanały związane z esportem, także widzę, jak ci ludzie rywalizują w drużynach czy wirtualnych ligach piłkarskich.

Czy są jakieś podobieństwa między esportem a sportem tradycyjnym?

- Raczej są to różnice. Esportowcy siedzą przed ekranem i jedynym ruchem fizycznym są ruchy palców i głowy, a w regularnym sporcie może stać ci się prawdziwa krzywda. W esporcie najwyżej parę groszy przegrasz, a w MMA możesz mieć powybijane zęby, ręce połamane - różnica jest duża. Ja jednak żyję bardziej realnie niż wirtualnie.

Czy esport może być w przyszłości zagrożeniem dla sportu?

- Esport nie będzie zagrożeniem dla sportu. Musi być esport i musi być rzeczywisty sport, są to dwa przeciwstawne światy, wszystko należy wypośrodkować. Powinno znajdować się czas na wysiłek fizyczny oraz umysłowy. Trzeba mądrze sobie wszystko poukładać.

Dokładnie 24 walki stoczone w formule MMA. Stwierdzenie, że jest pan weteranem tej branży, nie byłoby chyba zbyt górnolotne?

- No mogę tak o sobie powiedzieć, przez 12 lat stoczyłem 24 pojedynki - mam duże doświadczenie, jakiejś rutyny też nabrałem. Teraz już całkiem fajnie się walczy, bo czyta się przeciwnika, trening czyni mistrza, prościej mi się wchodzi, prościej mi się bić.

Jakieś rady i wskazówki dla osoby, która w esporcie lub sporcie tradycyjnym chciałaby wspiąć się na sam szczyt?

- Bardziej mogę wypowiedzieć o sporcie tradycyjnym. Powtarzać, powtarzać i jeszcze raz powtarzać. Małymi krokami do celu, sukcesywnie, w sporcie nie ma drogi na skróty. Trzeba cierpliwie trenować, a kiedyś wyniki na pewno przyjdą.

Widzi pan wśród młodych zawodników MMA z naszego kraju jakiś diament, który mógłby rozwinąć skrzydła i zaistnieć poza granicami Polski?

- MMA jest już w Polsce na tak wysokim poziomie, że ciężko jest spotkać takiego rodzynka, który wejdzie do klatki i demoluje wszystkich. Jest kilku zawodników, których znam i są oni dobrzy, ale takich sytuacji, że jest jeden zawodnik i duża-duża przepaść to nie. Ja tak miałem w podnoszeniu ciężarów, że był Mariusz, długo-długo nic i dopiero następni. Z tego co pamiętam, na 250 startów w Polsce tylko trzy razy drugi byłem. 

W ostatnim czasie w Polsce, jesteśmy świadkami powstawania kolejnych organizacji tzw. freak-fight'owych, w których na zasadach MMA rywalizują wszelkiej maści celebryci i internetowe gwiazdy. Co pan sądzi o tym zjawisku?

- Skoro rynek czegoś takiego potrzebuje, to nie mi to oceniać. Skoro jest popyt na to, niech sobie będzie. Każdy coś dla siebie znajdzie.

Pana pierwszy rywal w MMA - Marcin Najman jest bardzo popularny w internecie. Nie tylko za sprawą własnej organizacji MMA VIP, ale także chętnie zabiera głos na różne tematy światopoglądowe. Czy śledzi pan działalność "El Testosterona" i jeśli tak, to jakie ma pan zdanie na ten temat?

- Marcin jest specyficznym człowiekiem, ma swój tok myślenia. Prywatnie dla mnie normalny, sympatyczny człowiek, a co poza tym, to już jego sprawa.

Co jest przepisem na to, żeby w wieku 44 lat być w tak znakomitej formie?

Przed wszystkim trenować systematycznie, pomału, być cierpliwym. Nie starać się wyprzedzić samego siebie i nie gonić własnego ogona. Na pewno nie zarzynać się, systematycznością daleko można zajść.

Jak długo będziemy mogli jeszcze podziwiać "Pudziana" w oktagonie?

Nie zastanawiam się jak długo będę w klatce. Może dwa, trzy, cztery razy, może rok, może dwa - nie wiem, na chwilę obecną nie znam odpowiedzi na to pytanie. W każdej chwili mogę skończyć, ale na razie dobrze się tym bawię, jestem zdrowy, nie mam kontuzji. Jak uznam, że to już koniec, to skończę.

Na jednym z memów Mariusz Pudzianowski jest porównywany do wybitnych Polaków: Małysza, Lewandowskiego, Piłsudskiego czy Jana Pawła II. Jak pan odbiera ten fakt?

- Miło to słyszeć, że jestem porównywany do takich osobistości. Są to osoby, które znane są na całym świecie. W trakcie swojej kariery też zjeździłem świat, reprezentowałem Polskę i pokazywałem tą polską siłę, polską zawziętość, i to kibice zapamiętali. Żeby tak o mnie mówiono, trzeba było ciężko zapracować, nic łatwo nie przyszło.

Krzysztof Chałabiś, Grzegorz Gajkoś, Esporter

ESPORTER
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy