Reklama

​Młodzi roszczeniowi? Czy to źle? A może z czegoś to wynika?

Czytając wywiad z Filipem „Neo” Kubskim, który ukazał się na łamach Weszło Esport, znów zauważyłem temat, jak starszy zawodnik daje do zrozumienia, że młodzi gracze są za bardzo roszczeniowi, gdyż „kiedyś tak nie było”. I o ile wywiad ten temat pojawia się w wywiadzie na chwilę, a sam „Neo” nie jest aż tak ofensywny w kierunku swoich młodszych „kolegów po fachu”, to jednak słowa polskiej legendy nie jawią się jako wyodrębnione. A że ja lubię często stać na przekór powszechnym opiniom, tym razem niejako postawię się w roli „adwokata diabła”, broniąc młodszą część środowiska.

Kiedyś, kiedyś, kiedyś

Ogólny pogląd na sprawę o treści „kiedyś to było” tyczy się tak wielu dziedzin życia, że nie wystarczyłoby dnia, by je wymienić. W ramach esportowych dyskusji powyższy „klasyk” przewija się głównie w kontekście różnic, jakie zaszły w esporcie w ostatnich latach. Zmian absolutnie potrzebnych i sprawiających, iż dziś esport to poważny biznes.

Oczywiście tak nie byłoby, gdyby nie zaangażowanie wielu osób, które zamiast myśleć tylko o pieniądzach, miały w głowie promocję rynku oraz chęć rozwoju niezbadanego niegdyś nurtu. Zajawkowiczów, czerpiących satysfakcję z tego, co robią. Może nawet dzięki strasznie alternatywnej pasji czuli się oni kimś innym, lepszym. Ludzie tworzący podwaliny progamingu teraz mogą być z siebie dumni.

W gronie zajawkowiczów znaleźli się przede wszystkim gracze – bez nich ten biznes by nie powstał. I to ich pasja do dziś jest motorem napędowym całego rynku. Absolutnie zgadzam się z tym, że żyli oni w trudnych dla graczy czasach. Jak bowiem wytłumaczyć np. rodzinie, że jedzie się przez pół Europy, ażeby pograć w grę, prawie albo w ogóle nie przywieźć z tej eskapady pieniędzy i wrócić usatysfakcjonowanym. Po co? Dlaczego? Na cholerę się bawić w coś takiego? No jednak okazało się, że było to po „coś”.

Kiedyś = lepiej?

Hołd „starym i zasłużonym” oddany, więc czas nieco zmienić perspektywę. Ta bowiem u niektórych doświadczonych zawodników i fanów wydaje się bowiem mocno zaburzona. Z jednej strony należy to rozumieć – wszak to nic złego. Inne doświadczenia oraz ich mnogość sprawiły, iż spojrzenie starszych jest zgoła odmienne do młodszych osób. W tym podejściu znajdą się wyjątki, ale ogólnie rzecz biorąc, powyższe postrzeganie ma odzwierciedlenie w rzeczywistości.

Nie widzę problemu, gdy starszy zawodnik, tak jak w wywiadzie zrobił to „Neo”, wspomina historie z dawnych czasów, jako absolutnie fenomenalne i takie, które aktualnie nie mają racji bytu z powodu obecnego wyglądu esportu. Wiadomo, że wspomnienia człowiek otacza nutką nostalgii i obrabia je w ramy w taki sposób, iż po czasie nawet bardziej przykre historie mogą być dla nas miłe.

Kłopot pojawia się wtedy, gdy starsi zaczynają marudzić w stylu „kiedyś to było”. Pozostając przy wywiadzie z Filipem Kubskim, pozwolę sobie zacytować fragment: „Młodzi esportowcy na scenę wkraczają z wielkimi roszczeniami. Na turnieje tylko podróż drogą powietrzną, a hotele muszą mieć sporo gwiazdek. Kiedyś tarabaniliśmy się przez całą Europę, zaliczając przy tym kilka przesiadek”. Osobiście widzę tu lekki przytyk, choć nie jest on tak uwypuklony. Mocniej „młodzież” potraktował jednak Kamil „kamil” Kamiński w wywiadzie, jaki kilka miesięcy temu ukazał się na naszym portalu. „Dla mnie młoda scena, poza wyjątkami, to jest „gówniarzeria”. Stara gwardia, czyli „G5” oraz wielu chłopaków z Kinguin jeździła kiedyś na LAN-y, mając 100 złotych w kieszeni. To, co wygrali, przeznaczyli na powrót i może 50 złotych im zostawało. Ja miałem dokładnie tak samo, dlatego w każdej organizacji szanowałem rzeczy pokroju otrzymania hotelu, pieniędzy za transport itp. Młodziaki natomiast potrafią po dołączeniu do organizacji napisać do właściciela, czemu taki słaby hotel albo jedzenie. Nie chciałem tutaj już niczego próbować, gdyż stwierdziłem, że szkoda czasu na ludzi z taką mentalnością”. Całość rozmowy z „kamilem” znajdziecie tutaj.

Zachowanie „młodych” nie jest złe

Dziś esport to coś więcej niż zajawka. Pasja musi być w nim zachowana, ale to przede wszystkim dla wielu sposób na życie. Praca. A skoro praca, to i każdy z nas chce mieć warunki, które zapewnią mu godziwą egzystencję. Wśród zawodników główną szansą na zarobienie wielkich pieniędzy jest przede wszystkim dobra postawa na serwerze, dzięki czemu gracz ma szansę na zwycięstwa w poważnych turniejach oraz uzyskać kontrakt w poważnej organizacji. Jak w każdej dziedzinie życia nie wszyscy mogą zostać wielcy. Nie oznacza to jednak, że ci mniejsi nagle mają nie żyć ze swojej pracy – po prostu będą oni zarabiać gorzej.

Młodzi esportowcy podejmują się pracy – czy to źle, że mają wobec niej jakieś wymagania? Czemu w ogóle postrzeganie, że oczekiwania u młodych osób są czymś szczególnie negatywnym? Mamy 2019 rok, to nie czas, żeby cieszyć się z czegokolwiek, np. otrzymywaniu 200 złotych na miesiąc, które nie zapewni graczowi utrzymania się z gry, toteż musi on imać się innych zajęć, co niesie za sobą dalsze konsekwencje.

Czy ponadto oczekiwania nie są swego rodzaju dowodem dojrzałości u tych osób i racjonalnego oceniania tego kawałka świata? „Młodzi” wiedzą, na ile mogą sobie pozwolić, nie są tymi, którzy z pocałowaniem ręki biorą zwykły ochłap, a skutecznie szukają sposobności ku temu, by ze swej pasji zarabiać tyle, ażeby nie martwić się o rachunki?

Pomijając te aspekty – to nic dziwnego, że młodzi chcą na start coraz więcej. To ta, dla niektórych, negatywna strona rozwoju rynku. Wielkie pieniądze, rozwój technologiczny – to wszystko ma wpływ na kształtowanie „nowych”. Młodzi nie mają odczuć, jakie kiedyś towarzyszyły zawodnikom. Oni wkraczają w świat esportu tu i teraz i to właśnie „dziś” jest dla nich tym, czym dla „Neo” i spółki były zmagania w np. 2005 roku.

Udogodnienia stają się codziennością, a my się do nich przyzwyczajamy. I jeśli ktoś stwierdzi, że obecnie młodzi mają za wygodnie, to zapytajcie starszych zawodników, czy zamiast podróży samolotem wybraliby jazdę autem, zamiast mechanicznych klawiatur wzięliby na własne życzenie zwykłe klawiatury za 40 złotych, zamiast nowych monitorów brali jeszcze kineskopowe, a swojego iPhone'a zamienili na Samsunga Avilę. Jak myślicie, byliby skłonni w to iść? Raczej podstawiając im te gorsze komponenty, byliby oni w negatywnym szoku, że muszą z nich korzystać. Tak działa po prostu rozwój świata, z jakiego każdy korzysta.

A może ktoś inny macza w tym palce?

Przy wyżej wspomnianych kwestiach jest też druga strona medalu. Oferty. Organizacje same popchnęły ten biznes do przodu, oferując coraz więcej. To przecież one przyciągają zawodników atrakcyjnymi warunkami, dobrymi pensjami i innymi udogodnieniami. Czemu zatem gracz nie ma z tego korzystać? Skoro ktoś sam wyciąga do nich rękę z prawdziwą gratką, tylko głupi by nie korzystał.

Tu znów odwołam się do wywiadu z „kamilem”, który też o tym wspomniał. „Nikt nie naucza młodych graczy poszanowania niektórych rzeczy i tego, że od momentu podpisania kontraktu z organizacją zaczynają oni pracę, przez co nie ma spóźniania się, czy też przychodzenia nieprzygotowanym”.

Pojawia się zatem aspekt mentalnego dbania o zawodników. Młodzi ludzie nie rozumieją często jeszcze do końca pewnych prawideł, jakich muszą nauczyć się właśnie przy pracy. A jeśli nikt nie będzie strofował ich za złe rzeczy, to... czemu mają oni myśleć, że robią coś źle?

Piętnujmy przesadę, nie oczekiwania

Oczywiście młodzież na pewno nie jest aż tak krystaliczna. Wszelakie kontrakty to dość tajemnicza dla ogółu sprawa. Można jednak przypuszczać, iż zdarzają się przypadki, gdy młody zawodnik chce zdecydowanie za dużo. I wtedy należy nawet podjąć dyskurs, o tym, że pewien delikwent przesadza. Z drugiej strony jego wymagania same mogą być dla niego nauczką – przesadne oczekiwania sprawią problemy ze znalezieniem pracy. Wtedy gracz ma dwie drogi: albo będzie stał przy swoim, albo obniży oczekiwania. Sami zdecydujcie, co mu się bardziej opłaci.

Nowe problemy lepsze od starych

Finalnie każdy do tematu podejdzie wedle własnego uznania. Wydaje mi się jednak, że lepiej, abyśmy zmagali się z tego typu kłopotami, aniżeli musieli myśleć, co zrobić, żeby esport przynosił jakiekolwiek dochody. Niech każdy szuka w obfitym rynku swojego miejsca, czerpie zyski, pozostając przy swej pasji. By iść na kompromis, może niech starsi przesadnie nie marudzą, a młodsi rozważniej dyktują swoje warunki gry. Ostatecznie cieszmy się jednak, iż esport to dla nas połączenie hobby z pracą.

Reklama

Patryk Głowacki

ESPORTER
Dowiedz się więcej na temat: Counter-Strike | Neo | kamil
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy