Fortnite może uczyć się od Apexa – podsumowanie Apex Legends Preseason Invitational
Ostatnie trzy dni minęły pod znakiem gier battle royale. Z jednej strony, ostatni tydzień kwalifikacji do Fortnite Championship Series, a z drugiej największy turniej w historii Apex Legends, z pulą nagród w wysokości 500 tysięcy dolarów. EA jasno dało do zrozumienia, że w przeciwieństwie do Epic, za esport zabierają się na poważnie i planują zostać tu na długie lata.
Pozwólcie, że daruję sobie dyskusję o tym, czy ten gatunek w ogóle nadaje się do esportu. Biorąc pod uwagę, jak duże pieniądze przechodzą aktualnie przez poszczególne sceny, battle royale do środowiska competitive po prostu się wprosił. PUBG ma własną ligę, Epic niedawno wpakowało 30 milionów dolarów w pulę Fortnite World Cup, a słowo "Preseason" w nazwie ostatniego turnieju Apex Legends sugeruje, że EA dopiero się rozkręca.
Zamiast dyskutować więc o sensie tego, co nieuniknione, warto moim zdaniem zwrócić uwagę na problemy, z jakimi zmaga się w esporcie gatunek battle royale. Szczególnie z perspektywy widza. Kolejny popularny argument uznający RNG za jedyny sposób na sukces w BR też został już bowiem obalony. Pisząc ten artykuł, na lewym monitorze oglądam właśnie jak Bugha, najlepszy gracz Fortnite na świecie, właśnie kwalifikuje się do finałów Fortnite Championship Series piąty raz z rzędu.
Wciąż pozostaje jednak kwestia transmisji. Graczy jest mnóstwo, akcja rozkłada się często na czterech różnych skrajach mapy. Bardzo ciężko za wszystkim nadążyć. Fortnite jest chaotyczny, w PUBG wszyscy głównie przesiadują w domkach jednorodzinnych, a w Apexie walki pomiędzy kilkoma składami zdają się rozgrywać w przeciągu kilku sekund. Między innymi dlatego w Fortnite tak popularne jest oglądanie turniejów oraz kwalifikacji z perspektywy pojedynczego gracza, podczas jego transmisji na Twitchu czy Youtube.
Trudności, z jakimi przychodzi się jednak mierzyć temu nowemu gatunkowi, nie powinny całkowicie zniechęcać twórców do próby pokazania battle royale w bardziej emocjonujący sposób. Jak udowodnił w ten weekend Apex Invitational, da się to wszystko jakoś oglądać.
Apex Invitational zrobił coś, czego do tej pory na scenie battle royale nie widzieliśmy. W całym turnieju wzięło udział aż 80 drużyn z całego świata. Organizatorom udało się podzielić wszystkich na cztery grupy, stworzyć drabinkę double elimination i dopiero po dwóch dniach rozegrać finały, pomiędzy dwudziestką najlepszych trójek na świecie.
ego było mało, w wielkim finale nie było wyznaczonej konkretnej liczby gier do rozegrania. Pierwsza drużyna, która przekroczy 50 punktów w tabeli, a później wygra jedną grę, zostaje najlepszym składem Apex Legends na świecie. W ten weekend pierwsze drużyny przekroczyły granicę 50 punktów już po pięciu rozegranych meczach. Mimo to, turniej skończył się chwilę przed północą, a na zwycięzcę czekaliśmy aż sześć kolejnych spotkań. Pod koniec dotarliśmy do momentu, gdzie aż siedem z 20 drużyn mogło zdobyć pierwsze miejsce, wygrywając zaledwie jedną grę.