Reklama

G2 Esports wygrywa letni split LEC

Gdyby ostatnie BO5 nie dostarczyło europejskim fanom wystarczająco emocji, w wielkim finale zobaczyliśmy kolejną rewelację. Fnatic błyskawicznie rozprawia się z Schalke 04, szybko gwarantuje sobie mecz rewanżowy i w pojedynek przeciwko G2 wchodzi z jednym celem w głowie, wyrwaniem tytułu z rąk rywala.

Historia rywalizacji


Nie bez powodu eksperci regularnie powtarzali, że wszyscy fani europejskiego League of Legends zasługiwali na taki finał. Po druzgocącym reverse sweepie sprzed tygodnia wszyscy zastanawiali się, czy G2 nie złamało Fnatic. Czy drużyna Rekklesa będzie w stanie faktycznie wcielić w życie te wszystkie sugestie, jakie słyszeliśmy w pomeczowych wywiadach i wygrać z Schalke rewanż przeciwko G2? Kiedy Fnatic szybkim 3:0 wysłało do domu swojego pierwszego rywala, nie mieliśmy wątpliwości, że w niedzielę zobaczymy rewelacyjne BO5. I tak się faktycznie stało.

Sam poziom League of Legends we wczorajszym finale wystarczyłby pewnie, żeby uznać go za doskonale spędzony weekend oraz emocje, jakich powinniśmy spodziewać się po finale playoffów. Dodatkową atmosferę budowały jednak te wszystkie smaczki, które z tyłu głowy mieli oddani fani LEC, z zapartym tchem śledzący każdą, pojedynczą interakcję pomiędzy organizacjami.

Reklama

Fnatic, legendarna marka w europejskim League of Legends. Finaliści ostatnich Worldsów, z Rekklesem będącym twarzą całej organizacji, niczym Bjergsen w TSM. Tona fanów na trybunach, w koszulkach i czapkach pamiętających jeszcze czasy Shusheia. Z drugiej strony "bad boys" europejskiej sceny. Żarty z Fnatic na Twitterze, Ocelote sypiący z rękawa memami oraz banter powodujący napięcie pomiędzy organizacjami, które można było kroić nożem.

Caps jeszcze niedawno reprezentował przecież barwy Fnatic. Większość europejskich fanów pamięta doskonale również okoliczności, w jakich doszło do tego transferu. Najpierw plotki o Perkzie zmieniającym pozycję na ADC, później potwierdzenie podpisania kontraktu z jednym z najbardziej pożądanych zawodników na świecie, "Baby Fakerem", a potem plotki o poachingu. Mija kilka ładnych miesięcy i ze streamów Rekklesa dowiadujemy się, że obie drużyny nawet ze sobą nie scrimują.

G2 zostaje "niegrzecznym chłopcem" europejskiego League of Legends i postanawia dać społeczności dokładnie tego, czego oczekiwali. Błyskawiczne wiosenne finały, regularnie bite rekordy oraz triumf na MSI po rewelacyjnym BO5 przeciwko SKT, koreańskiej legendzie. Wszystko w towarzystwie solidnej dawki memów i zaskakującego League of Legends, jakiego nie widzieliśmy chyba nigdy w wykonaniu jakiejkolwiek drużyny.

Zacięty początek BO5

Pierwsze dwie mapy funkcjonowały jako pokaz tego, czego spodziewaliśmy się po obu drużynach. Mocnych i słabych stron każdej z formacji. Kiedy na początku wygrało Fnatic, widzieliśmy siłę niemalże każdej z linii. Rekkles, Nemesis i Broxah na silnych postaciach, bez wahania wykorzystujący je do zgarnięcia pierwszej mapy. Do tego rewelacyjny Hylissang, który tylko potwierdzał swoją aktualną formę, wyciągając długo niewidzianą w grach Fnatic Leonę. Z drugiej strony wrócił temat regularnie poruszany przy okazji porażek G2: draft. "Jakim cudem G2 pozwoliło Fnatic dorwać Sylasa, Akali oraz Xayah?" - pytał po skończonej mapie jeden z komentatorów.

Mija kilkanaście minut i sytuacja odwraca się o 180 stopni. G2 pokazuje, co jest w stanie zrobić z grą, którą zacznie od pewnych oraz udanych zagrań. Przy okazji Perkz i Jankos zapisują się w kartach historii LEC. Najpierw polski dżungler, MVP letniego splitu, zdobywa swoją tysięczną eliminację, a chwilę później dokładnie ten sam kamień milowy przekracza ADC G2 Esports. Miky demonstruje swoje umiejętności na Threshu, a Fnatic kończy prawie 30-minutową grę z czterema eliminacjami na swoim koncie. Mamy remis.

Potem przychodzi ta trzecia gra w każdym, podobnym BO5, która często decyduje o wyniku całej serii. Jeszcze przed chwilą był remis, a do końca spotkania pozostawały co najmniej dwie gry. Drużyna triumfująca na trzeciej mapie nagle gwarantuje sobie punkt meczowy. Przeciwnicy zaczynają czuć presję. Towarzyszy im świadomość, że nawet najmniejszy błąd może otworzyć rywalowi furtkę prosto do tytułu najlepszej, europejskiej drużyny.

Po ponad 40 minutach trzecia mapa trafia na konto Fnatic. Rekkles wyciąga swoją słynną Tristanę, Bwipo postanawia upewnić się, że przez następny miesiąc toplanerzy w solo queue zaczną mainować Jaxa, a Caps kontynuuje swoją serię wątpliwej jakości zagrań.

Z Crapsa w Clapsa

Słynny mem krążący wokół Capsa zbierał swoje żniwa również podczas wczorajszego finału. Nawet podczas triumfu w drugiej grze, Rasmus nie miał w zwycięstwie takiego udziału, jakiego spodziewa się po nim większość fanów. Na początku serii nawiedził nas "Craps", ten midlaner, który regularnie znajduje się w wyjątkowo niewygodnych sytuacjach, podejmuje dziwne decyzje i nie potrafi znaleźć rytmu, jaki zazwyczaj niesie go do zwycięstwa. Od zakończonego tragedią szukania widowiskowych akcji na LeBlanc w pierwszej grze, aż po wątpliwej jakości Sylasa w trzeciej. Na "Clapsa" czekaliśmy trzy mapy.

Na każde genialne zagranie Capsa, które później zapętlają sobie przed spaniem rozpoczynający profesjonalną karierę midlanerzy, przypada również kilka, kiedy Rasmus wygląda na absolutnego amatora. Nie potrafię sobie teraz przypomnieć, gdzie dokładnie pierwszy raz słyszałem to bardziej szczegółowe wyjaśnienie fenomenu Capsa. Mógł to być jeden z popularnych podcastów - EUphoria, Listen Loco czy Hotline League - albo po prostu wypowiedź jednego z ekspertów podczas transmisji, która wyjątkowo utkwiła mi w głowie. Mam jednak wrażenie, że w takim samym świetle można również postawić geniusz całego G2. Na każde, rekordowe finały przeciwko Origen, przychodzi jakieś BO1 z Vitality, gdzie Wunder postanawia zagrać Garenem w Karmę i nikt nie potrafi znaleźć jednej, solidnej akcji, która otworzy im drzwi do zwycięstwa.

Nie próbuję oczywiście sugerować, że pozostałe dwa spotkania czwórka G2 Esports spędziła w plecaku Capsa. Przyszedł jednak Caps, którego reszta zawodników potrzebowała do nabrania dodatkowej pewności siebie. Mogli wyciągnąć Irelię na topa, zrezygnować z Sejuani w imię Olafa i pokazać, dlaczego cała piątka G2 znalazła się w drużynie All-Pro tego Splita. Sytuacja na Baronie w piątej grze tej serii to doskonałe podsumowanie siły tego składu. Kiedy Caps szuka double killa gdzieś w dżungli przeciwnika, goniąc niczego nieświadomych rywali, Wunder i Perkz wykańczają pozostałych graczy, którzy postanowili uciekać w przeciwnym kierunku.

"Gratulacje Fnatic, zmusiliście G2 do wybrania Syndry"

Na oddzielny akapit zasługuje również ten, który z dziesięcioma zabójstwami na koncie wstawał ze swojego fotela po piątej grze. Najbardziej utytułowany zawodnik europejskiej sceny. Tajna broń przeciwko SKT okazuje się równie skuteczna w regionalnych rozgrywkach. Kiedy G2 doprowadziło do remisu, a każdą z drużyn dzieliła już tylko jedna gra od tytułu letniego splita LEC, wróciliśmy do klasycznych formacji obu składów. Jankos bez wahania wybiera Olafa, a Fnatic kładzie wszystkie karty po stronie Rekklesa.

Podczas wczorajszego spotkania Clutch Gaming - TSM też doszło do piątej mapy. Zwycięzca miał jechać na Worldsy. Po stronie TSM zobaczyliśmy kolejnego Aatroxa, Corkiego, Kai’Sę... Damonte wrócił z kolei na Qyianę, Huni na Irelię, a Cody Sun wyciągnął Kog’Mawa. Gra zwolniła, obie drużyny bały się podejmować jakiekolwiek, poważniejsze decyzje. Całą grę wyjaśnił praktycznie jeden teamfight. Przez ponad 20 minut zawodnicy szukali bezpiecznej walki, aż do momentu, kiedy to gra zmusiła ich do przejęcia inicjatywy.

G2 na przejęcie inicjatywy w piątej grze czekało dwie minuty. Perkz zabija na górze, Wunder na dole, a Caps na środku. Przemyślana agresja, presja wywierana na rywalach czekających na dalszy etap gry... Nagle zniknęło to Fnatic, które pokazywało, że potrafi dotrzymywać kroku G2 we wczesnych fazach. Wróciło Fnatic szukające teamfightów. Fnatic oddające coraz większą część mapy swoim rywalom, aż wreszcie mogli już tylko obserwować, jak wybucha ich Nexus. 

Wzajemny szacunek

Nie ulega wątpliwości, że zobaczyliśmy kolejne, świetne BO5. Mecz na miarę finału letniego splita LEC. I chociaż Fnatic mogło w tym sezonie brakować momentami nieco pewności w grze oraz chęci urozmaicenia swoich kompozycji, wciąż zasłużenie zostają drugą najlepszą, europejską drużyną.

Mimo tych wszystkich żartów na Twitterze, mimo napiętej atmosfery podczas scrimów oraz plotek krążących po scenie, widać szacunek pomiędzy wszystkimi zawodnikami. Rekkles ociera łzy, zdając sobie sprawę, że znalazł się o krok od kolejnego tytułu. G2 ściska dłoń swoich rywali, dziękuje za zacięte spotkanie i pochyla głowę w oczekiwaniu na medale na swoich szyjach. Wszyscy zdają sobie jednak sprawę, że ten sam krok dzielił każdego z nich od znalezienia się po drugiej stronie tego BO5, ze smutkiem obserwując, jak Rekkles podnosi kolejny puchar.

Teraz pozostaje już tylko jedno pytanie: Czy G2 uda się dokonać tego samego na Worldsach? Jako pierwsza drużyna z Europy ominą sporą część spotkań ze słabszymi drużynami, cierpliwie czekając na fazę grupową. Nie ma mowy o jetlagu, męczących podróżach czy treningach na drugim końcu świata. G2 jest u siebie i ma szansę dokonać czegoś, o czym nie śni większość profesjonalnych graczy. Do perfekcyjnego roku oraz tytułów za MSI i dwa splity LEC brakuje im już tylko statuetki Worlds 2019.

ESPORTER
Dowiedz się więcej na temat: G2 Esports
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy