GG League rośnie w siłę – podsumowanie turnieju
Za nami kolejna edycja GGLeague, której finał ponownie miał miejsce na stadionie w Poznaniu. Z tej okazji przyszedł czas na podsumowanie imprezy, gdyż jest i o czym dywagować. Ogólnie rzecz biorąc, można stwierdzić, że Good Game wykonało dobrą pracę.
Event rośnie
Tegoroczna edycja GG League była zdecydowanie największą z dotychczasowych. Klucz do takiego obrotu sprawy stanowiła pula nagród, wynosząca 100 tysięcy euro. Tym samym w kwalifikacjach do zmagań brały udział zespoły kręcące się w okolicach TOP 30 rankingu HLTV.org. Ponadto zaproszenie na rozgrywki przyjęło m.in. G2 Esports, będące po bardzo udanym turnieju ESL One New York.
Co do samego rozegrania zmagań, to miały one miejsce na INEA Stadionie w Poznaniu. Pierwszego dnia gier rozłożono dwie sceny, na których toczyła się walka w fazie grupowej rozgrywek. W niedzielę z kolei wszystkie mecze odbyły się na głównej scenie. By podkreślić rozwój eventu, należy wspomnieć, że regulaminowe rundy pierwszej mapy finału transmitowano na TVP Sport.
Kolejnym aspektem potwierdzającym rozrost imprezy, jest frekwencja zarówno na streamach, jak i trybunach. Zdaniem CEO Good Game – Mateusza Matysiaka, półfinałowy mecz Virtus.pro z trybun oglądało nawet 1000 osób. Na streamach liczby regularnie miały z kolei przekraczać kilkanaście tysięcy ludzi, dochodząc także do wyższych wartości.
G2 bez rywala
Zmagania w Poznaniu udowodniły, że Francuzi wciąż są w dobrej formie. Przez GGL przeszli oni jak burza, nie pozostawiając złudzeń, kto jest najlepszą drużyną turnieju. W czterech spotkaniach G2 nie straciło mapy, tylko raz musząc po dogrywce przypieczętować wygrany plac gry. Niebawem przed Kennym „kennyS'em” Schrubem i spółką walka podczas StarLadder Major, więc Poznań był cennym przystankiem przygotowawczym do najważniejszych rozgrywek w roku.
Zmienne szczęście Polaków
Mimo że LAN odbywał się w Polsce, to na osiem zespołów tylko dwie pochodziły z kraju. Zarówno dla Aristocracy, jak i Virtus.pro turniej był dobrą okazją do sprawdzenia, w którym momencie znajdują się formacje. Okazało się, iż po rozgrywkach obie ekipy mają przed sobą zupełnie inne pytania.
„Arcy” zaprezentowało się bowiem źle, zajmując ostatnie miejsce w swojej grupie, potwierdzając tym samym problemy ze swoją formą. Zagadką jest, czy drużyna wie, nad czym musi pracować. Gorzej, jeśli zawodnicy nadal szukają punktu zapalnego. Ostatecznie jednak czas pracuje teraz na niekorzyść drużyny, której daleko do postawy prezentowanej w ESL Pro League 9.
W zdecydowanie lepszych humorach do domu mogli wracać „Virtusi”. Po bardzo trudnej walce w fazie grupowej ostatecznie „VP” znalazło się w półfinale. Tam z kolei Polacy dali pasjonujący bój z Tricked Esports, w którym detale zdecydowały o ich porażce. Ogólnie jednak zespół, występując z Tomaszem „phrem” Wójcikiem, ponownie osiągnął dobry wynik. Pytanie, jakie się nasuwa, to, czy jest sens testować kogoś innego, gdyż być może popularny „pieczar” jest brakującym elementem? A może to tylko kwestia „efektu nowej miotły”? Rozwiązanie tych zagadek przyjdzie po przerwie od gry, jaką mają przed sobą „virtusi”.
Czy stadion to dobra opcja?
GG League i INEA Stadion to już chyba nierozerwalny duet. Ma to swoje zalety, jak dużo miejsca na rozłożenie sceny oraz sama magia stadionu mogąca przyciągać tych mniej zainteresowanych. Z drugiej strony tak wielki obiekt to też wady, gdyż w transmisji kuleją względy estetyczne w postaci pustych krzesełek. Inaczej także wygląda kilkaset osób na stadionie, a inaczej w innym obiekcie. Może bardziej odpowiednim miejscem dla GG League byłaby hala w Poznaniu? Takie rozważania należy zostawić jednak organizatorom, gdyż to oni stawiają sobie oczekiwania, które następnie spełniają.
Opóźnienia zmorą soboty
Co do samych rozgrywek CS:GO, to pierwszego dnia zmagań miały miejsce bardzo duże opóźnienia. Główną ich przyczyną były problemy techniczne. Nie „pomogły” też formacje, rozgrywając bardzo długie spotkania, przez co faza grupowa zakończyła się o 2 w nocy. Niedziela była dopracowana zdecydowanie lepiej, co nieco załagodziło temat. Good Game ma jednak z czego wyciągać wnioski, by następnym razem lepiej dopracować szczegóły techniczne.
Mniejsze atrakcje trochę kuleją
Turniej CS:GO był bezapelacyjnie główną częścią imprezy. Nie stanowiło to jednak jedynej okazji do spędzania czasu przez odwiedzających. Zainteresowani mogli bowiem wziąć udział w turnieju FIFA 19, pograć w różne gry, zdobyć autografy i zdjęcia od zawodników za sprawą specjalnie wydzielonej strefy, a także wziąć udział w festiwalu foodtrucków.
Strefa autografów to dobra część. Turniej w FIFĘ również cieszył się zainteresowaniem. Reszta budzi natomiast wątpliwości. Stoisk z komputerami było mało, a i tak nie było na nie dużego popytu. Krajobraz eventu uzupełniał jeden kram z koszulkami. Wszystko było dość wątpliwe, toteż rezygnacja z tych elementów nie przyniosłaby straty.
Największy zawód stanowił jednak festiwal foodtrucków, gdyż można w zasadzie powiedzieć, że się on nie odbył. Przez dwa dni imprezy pojawiły się zaledwie trzy pojazdy oferujące jedzenie. Większy rozmach tego wydarzenia mógłby pozytywnie wpłynąć na i tak niezłą frekwencję turnieju. Tymczasem trzeba przyznać, że była to najmniej udana część imprezy.
Jest dobrze, będzie lepiej
Tematy poboczne nie mogą jednak rzucić aż tak wielkiego cienia na istotę sprawy. Trzeba zatem przyznać, że jest dobrze. GG League powoli pnie się w hierarchii europejskich marek, stając się coraz poważniejszym graczem. Główny turniej przyniósł sporo emocji, odpowiedni poziom i licznie zgromadzoną publiczność. Ściągnięcie drużyny z TOP 10 HLTV.org to również wartość dodana. Najwięcej poprawek należy zatem położyć na kwestie niezwiązane bezpośrednio ze zmaganiami.
Na pewno GG League powróci za rok. Nie wiadomo jeszcze, jak będą wyglądać przyszłoroczne zmagania. Mateusz Matysiak zapowiada jednak, że będzie „szybciej, mocniej, dalej”, więc pozostaje czekać na ogłoszenia od organizatora, przed którym stoi kolejna poprzeczka do przeskoczenia.
Patryk Głowacki