Reklama

IEM Katowice 2024, czyli o Katowicach znowu usłyszał cały świat

Dwunasta, a jeśli nie liczyć pandemii jedenasta edycja IEM Katowice za nami, pora więc na podsumowania. Polscy kibice mieli z tej okazji co świętować — była to m.in. 10. rocznica sukcesu Virtus.pro i eksplozji wielkiego boomu na esport w Polsce, a nasi zawodnicy i trenerzy jakby dzięki temu zyskali nową motywację.

W tym roku IEM Katowice odbywał się znacznie wcześniej niż w latach ubiegłych, bo nie na początku marca, a lutego. Wynikało to być może z racji nowego kalendarza turniejów rangi Major, rozplanowanego już przez ich organizatorów wspólnie z Valve, a być może z racji innych wydarzeń zaplanowanych w Spodku — tak czy siak miało to swoje pozytywne, jak i negatywne aspekty.

Z jednej strony była to końcówka ferii w województwie śląskim, dzięki czemu nawet w piątek i to podczas pierwszego ćwierćfinału katowicki Spodek wypełnił się niemal po brzegi, pozostawiając wolnych zaledwie kilkadziesiąt krzesełek. Podobnie było w Międzynarodowym Centrum Kongresowym, który wypełnił się zwiedzającymi w znacznie większym stopniu niż w latach ubiegłych. Z drugiej zaś strony — nie da się ukryć, że pogoda była w ten weekend bardzo losowa, choć trzeba się cieszyć, że i tak lepsza niż kilka lat temu, kiedy to ludzie w kolejkach do Spodka czekali w śniegu i 20-stopniowym mrozie.

Reklama

Expo

Co do samego Centrum Kongresowego i Expo, są one dla mnie zwykle kompletnie pomijalną częścią IEM Katowice, punktem weekendu na zasadzie "wpadnę w piątek, póki jest mniej ludzi, zrobię szybki obchód po stoiskach, zrobię zdjęcia i zajmę się tym, co najważniejsze, czyli esportem". Natomiast nawet w krótkim przelocie wydawało mi się, że w tym roku strefa Expo wydawała się zauważalnie mniejsza niż w latach ubiegłych, szczególnie przed pandemią. Z mojego punktu widzenia nie był to żaden problem, choć szkoda, że nie udało się wykorzystać jej części na żaden dodatkowy turniej towarzyszący — rok temu były to na przykład zawody simracingowe.

StarCraft 2

Oczywiście nieodłącznym elementem IEM Katowice oraz Expo jest turniej StarCrafta 2, który w całości rozgrywany był w sali Audytorium MCK. W tegorocznych rozgrywkach, które już od kilku lat są turniejem finałowym całego sezonu, "odziedziczonym" po BlizzConie, wygrał fiński zawodnik Serral, który w finale pokonał Koreańczyka Maru, na 3. miejscu uplasował się natomiast Dark.

W związku z turniejem StarCrafta mam jedną poważną uwagę — nie rozumiem, dlaczego faza play-off, ani nawet finał, nie są rozgrywane w Spodku, tak jak to miało miejsce wcześniej. Przez kilka pierwszych lat organizowania IEM w Katowicach, niedzielne południe na głównej scenie należało do fanów StarCrafta właśnie, natomiast od kilku lat ćwierćfinały, półfinały i finał rozgrywane są już w MCK

Sprawia to, że jeden z bardziej prestiżowych turniejów w sezonie zostaje zepchnięty nieco na margines, a do tego... widzowie nie mieszczą się w sali Audytorium. Sala ta bowiem była wypełniona do ostatniego siedzenia przez większość trwania rozgrywek, a przed wejściem ustawiała się spora kolejka kibiców, którzy musieli poczekać aż zwolnią się miejsca. No i finał był rozgrywany w tym samym czasie co finał CS-a.

Counter-Strike... Counter-Strike 2.

Po tegorocznym turnieju CS2 można to już śmiało i absolutnie nieironicznie powiedzieć — Polski CS wstał z kolan, na których klęczał od końcówki funkcjonowania polskiego składu Virtus.pro. Nie pamiętam czy kiedykolwiek mieliśmy turniej, w którym nasz kraj byłby reprezentowany przez tyle osób. 

Kilkunastu zawodników, trenerów i inne osoby z naszego kraju w kadrach zespołów w fazie play-in, mniej więcej taka sama liczba w fazie grupowej i siedem osób w fazie play-off - nie da się tego określić inaczej niż historyczny wynik i to w 10. rocznicę wygranej polskiego Virtus.pro w Spodku. Może mecz ENCE w ćwierćfinale nie do końca poszedł po myśli polskich kibiców, ale emocji w nim z pewnością nie brakowało. Ekipa ta przez cały turniej nie raz pokazała, że potrafi doskonale grać, a to, czego zabrakło to być może opanowanie i odpowiedni "mental" przed play-offami. Cały występ daje jednak duże nadzieje na przyszłość.

Polski weekend w Spodku

Nie ma wątpliwości, że przez niemal cały weekend katowicki Spodek buzował od emocji — atmosfera, jaka tam panowała była niepowtarzalna i od dawna się takiej nie czuło. Jedynie najstarsi kibice mogą pamiętać jak to było, kiedy Polacy ostatni raz wychodzili na scenę w Spodku osiem lat temu. Oczywiście nasi kibice są znani jako jedni z najlepszych i najbardziej sprawiedliwych na świecie, wspierając każdego, kto po prostu prezentuje dobrego CS-a, a nie tylko naszym zawodnikom — ale mieć własnych reprezentantów na tak prestiżowym turnieju, po tylu latach to szczególna sytuacja. 

Do atmosfery dopasowali się także organizatorzy, tworząc jedne z najbardziej klimatycznych wprowadzeń, jakie pokazywano w Spodku w historii turnieju (była nawet rakieta, pozdro dla kumatych) - zarówno przed meczami, jak i przed samym finałem. Dodatkowym elementem, który pewnie niejednemu łzę z oczu wycisnęło wniesienie pucharu nasze dwie legendy z czasów pierwszej Złotej Piątkipashę i Loorda.

Niezwykłość turnieju musiała znaleźć swoje odzwierciedlenie także w liczbach i wynikach oglądalności. Finał mógł się cieszyć czwartym wynikiem w historii turnieju, a polską transmisję na kanale Izaka oglądało w tym roku o 29% procent więcej osób niż w latach ubiegłych.

Oto jak tegoroczną edycję, atmosferę oraz liczby na transmisjach skomentował Michał "CarmaC" Blicharz:

Najlepsi kibice na świecie

Praktycznie przez cały weekend pewne niesmaczne wcześniej sytuacje dało się odczuć w Spodku tylko dwa lub trzy razy. Pierwszy raz w meczu MOUZ z siuhym przeciwko FaZe Clan, z NEO w roli trenera. Szczerze mówiąc, byłem nieco zszokowany i zasmucony tym, że zdecydowana większość osób w Spodku kibicowała w tym akurat meczu ekipie FaZe. Rozumiem legendę NEO oraz w pełni popieram sympatię, jaką kibice darzą karrigana czy raina, natomiast ciężko jest mi zrozumieć, dlaczego nasza publiczność praktycznie nie wspierała wtedy kapitana MOUZ. On chyba również spodziewał się nieco innej atmosfery, bo w starciu z FaZe ekipa MOUZ praktycznie nie istniała, zupełnie jakby z chwilą słynnych schodów areny wszystko się w głowach zawodników tej formacji posypało. 

Drugi i trzeci niezbyt przyjemny moment miał miejsce w trakcie meczów Spirit — w półfinale na Falcons i w finale z FaZe, kiedy to na hali dało się słyszeć gwizdy i buczenie. To nie jest atmosfera, jakiej bym oczekiwał na esportowych arenach — nie przenośmy tutaj zwyczajów z tradycyjnego sportu. Zresztą samemu Falcons też się oberwało, bo w meczu ENCE jeden z górnych sektorów zaczął nucić niezbyt kulturalną przyśpiewkę, co dość szybko wyłapał prowadzący doping w Spodku Michał "Wasiu" Wasik.

Narodziny gwiazdy?

Swoją drogą, skoro przy meczach Spirit jesteśmy — IEM Katowice 2024 zapisze się w historii z jeszcze jednego powodu, czyli formy fenomenalnego 17-latka, donk’a. Udało mu się dokonać tego, czego nie dokonał m0NESY, czyli wygrać katowicki turniej w tak młodym wieku. Łatwość, z jaką radził sobie z przeciwnikami u jednych powodowała zachwyt, u innych wzbudzała wątpliwości co do czystości jego gry, ale chyba nikogo nie pozostawiła obojętnym.

Przy okazji donk pobił w finale kilka rekordów — między innymi ratio fragów do zgonów 82/40 na przestrzeni 3 map czy rating 1.70 na 12 rozegranych mapach — do tej pory najbliżej tego wyniku był NiKo, z wynikiem 1.51, ale na 5 mapach. Przy takiej grze nagroda MVP turnieju dla tego młodego zawodnika była jedynie formalnością, choć jak sam wielokrotnie powtarzał w wywiadach — najważniejsza jest dla niego dyspozycja całego zespołu, a nie pogoń za indywidualnymi rekordami. Nie wiem jak długo potrwa jego kariera, ale z pewnością dokonał w Spodku fenomenalnych rzeczy.

Teraz nie pozostaje nic innego jak oczekiwać na kolejne turnieje w katowickim Spodku, a w międzyczasie obserwować jak będą sobie radzić Polacy w zmaganiach za granicą. Pierwszy duży sprawdzian już niedługo — podczas Majora w Kopenhadze, który zostanie rozegrany w dniach 17-31 marca.

ESPORTER
Dowiedz się więcej na temat: IEM Katowice 2024
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy