Reklama

Koronawirus może oznaczać koniec esportowej sceny Apex Legends

​Zmagania esportowe przeżywają obecnie bardzo trudne chwile w związku z koronawirusem. Niektóre produkcje po przejściu na zmagania wyłącznie sieciowe radzą sobie lepiej od innych, lecz najczarniejsze scenariusze rysowane są chyba w związku z battle royale od EA, a więc Apex Legends.

Pierwsze zmagania z cyklu "major" w ten tytuł - w Arlington - zostały bezterminowo odwołane. Oczekiwania były spore, ponieważ w puli nagród były aż 3 miliony dolarów. Już wtedy pojawiły się głosy, że będzie to koniec, ponieważ gracze i organizacje nie będą wspierały "martwego" tytułu.

Problem polega na tym, że Apex Legends nie może liczyć na liczne sieciowe ligi, jak jest choćby w przypadku Counter-Strike: Global Offensive. Oficjalnie sponsorowany przez Electronic Arts major w Arlington był jednym z niewielu sposobów na zarobienie pieniędzy w tej darmowej produkcji.

Reklama

Teraz jednak na horyzoncie jest nie tylko brak jakichkolwiek dochodowych zmagań, lecz także darmowa strzelanka Valorant od Riot Games, przyciągająca coraz większą liczbę profesjonalistów z różnych innych gier. Chętnych do przeniesienia się na nową scenę nie brakuje także w Apex Legends.

Zmagania w ramach Apex Legends Global Series miały być odpowiedzią na problemy z brakiem profesjonalnych zmagań w Apex, lecz tylko podkreśliły kłopoty z samym tytułem. Już eliminacje do turnieju ze stosunkowo skromną pulą 3 mln dolarów pełne były błędów, goryczy i rozczarowań.

Profesjonaliści musieli radzić sobie z brakiem okazji do treningów, niskiej jakości serwerami i brakiem marketingu ze strony organizatorów. Kwalifikacje udało się - w bólach - dokończyć. Właśnie wtedy nadszedł jednak kolejny gwóźdź do trumny, a więc galopujący na całym świecie koronawirus.

ESPORTER
Dowiedz się więcej na temat: Apex Legends
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy