Reklama

MAD Lions najlepszą drużyną LEC

​Po tygodniach zaciętej rywalizacji poznaliśmy zwycięzcę letnich playoffów LEC. MAD Lions w imponującym stylu obroniło swój tytuł LEC i po raz kolejny podniosło puchar najbardziej prestiżowych, europejskich rozgrywek League of Legends.

Za nami jedne z najbardziej zaskakujących playoffów ostatnich lat. Zaczynaliśmy LEC z Rogue jako głównym faworytem, myśląc, że Fnatic może nie poradzić sobie z BO5, MAD Lions nie wygląda na Mistrza LEC, a forma G2 cały czas rośnie. Spodziewaliśmy się walki pomiędzy najsilniejszą czwórką o trzy miejsca na Mistrzostwach Świata. Chociaż zobaczyliśmy bezpośrednie spotkania pomiędzy tymi drużynami, takiego przebiegu wydarzeń nie spodziewał się chyba nikt.

Dużą niespodzianką playoffów jest oczywiście Rogue. Po tak udanym regulaminowym sezonie Rogue rozpoczynało kolejną fazę zasadniczą jako faworyt. Do Inspireda trafił tytuł MVP regulaminowego sezonu, a jego drużyna mocno poprawiła swoją wczesną fazę gry. Obserwowaliśmy nowe, lepsze Rogue, które dalej imponowało swoją konsekwencją w BO1.

Reklama

Nadzieje względem Rogue zaczęły przygasać już w pierwszym tygodniu playoffów, kiedy po pełnym BO5 wygrali z Misfits i awansowali do półfinału drabinki wygranych. Mecz zdecydowanie nie powinien trwać tak długo. Jak się później okazało, zobaczyliśmy wtedy zalążek problemów, które stały się gwoździem do trumny Rogue parę tygodni później. Od meczu z Misfits Rogue nie wygrało bowiem ani jednej mapy. Najpierw przegrali 0:3 z MAD Lions, później tym samym wynikiem zakończył się ich mecz z Fnatic i pożegnali się z turniejem. Rogue wykonało oczywiście swój plan minimum - awansowali na Mistrzostwa Świata. Jeżeli chcą jednak pokazać się tam w dobrej formie i spróbować zagrozić azjatyckim drużynom, muszą znaleźć sposób, żeby wrócić do poziomu z regulaminowego sezonu.

Tego samego nie może niestety powiedzieć G2 Esports, które pierwszy raz w historii organizacji nie pojedzie na Worldsy. W zeszłym splicie rozmawialiśmy o tym, że po raz pierwszy w wielkim finale LEC nie znajdzie się ani G2 Esports, ani Fnatic. Teraz G2 zrobiło kolejny krok w pisaniu na nowo swojej historii. Transfer Rekklesa nie przyniósł niestety dominacji, jakiej spodziewało się wielu fanów przed rozpoczęciem sezonu. Chociaż forma G2 pod koniec drugiego Round Robin wyglądała dobrze, nie przełożyło się to na wyniki w playoffach. Drużyna Jankosa nie wygrała w rezultacie żadnego meczu i po długim, pełnym BO5 przeciwko Fnatic zakończyła się ich przygoda z tym sezonem.

Fnatic z kolei zaczyna się dopiero rozkręcać. Jest to zdecydowanie drużyna, która przeszła najdłuższą drogę w tym sezonie, zarówno ze względu na zmiany w składzie, jak i samą liczbę gier, jakie przyszło im zagrać w playoffach. Ze względu na słaby wiosenny sezon Fnatic rozpoczęło fazę zasadniczą od pierwszej rundy drabinki wygranych. Ich trzy kolejne mecze zakończyły się wynikiem 3:2 i w rezultacie w całych playoffach drużyna Hylissanga zagrała łącznie 22 mapy. Już po zwycięstwie z G2 Esports wydawało się, że dokonują pozornie niemożliwego. Kiedy roznieśli Rogue w sobotni wieczór i zapewnili sobie miejsce w głównym evencie Worldsów, hype na Fnatic podskoczył do sufitu.

Nieważne jak dobrze momentami nie wyglądałoby Fnatic, król może być tylko jeden. MAD Lions wygląda w tym sezonie jeszcze lepiej i teraz faktycznie nie ma żadnych wątpliwości, że jest to najlepsza drużyna naszego regionu. Cały czas nie przegrali w Europie żadnego BO5, a jedyna seria przegrana w historii organizacji to 2:3 w półfinale MSI przeciwko Damwon. Zarówno podczas niedzielnego finału, jak i podczas całych playoffów, oglądaliśmy słynny już w Europie świetny midgame MAD Lions oraz równie imponujący topside. Armut obudził się w najlepszym możliwym momencie i zagrał świetne playoffy, momentami na własnych plecach przenosząc całe MAD Lions pod Nexus przeciwnika. Bardzo dobrze wyglądali również Humanoid oraz Elyoya. MAD ma w swoim składzie kilku młodych, utalentowanych zawodników, którzy podczas Worldsów mogą nieźle namieszać.

ESPORTER
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy