Reklama

Multiplayer Call of Duty: Black Ops 6 - recenzja gry

Za nami długo wyczekiwana premiera Call of Duty: Black Ops 6. Treyarch powróciło po trzech latach, a razem z nim cała masa nowości, w tym kilka drastycznych zmian w podstawowych założeniach całej serii. Jak wypadają one w trybie multiplayer? O tym w dzisiejszej recenzji.

Satysfakcjonujący i wymagający omni movement

Call of Duty od lat słynęło jako bardziej casualowa gra zręcznościowa. Elementy taktyczne nie były tak skomplikowane jak w Counter-Strike’u czy Valorancie, liczba elementów była zdecydowanie mniejsza i nie trzeba było brać pod uwagę aż tak wielu rzeczy. Co więcej, umiejętności mechaniczne na wysokim poziomie odgrywały bardzo dużą rolę, ale nigdy nie były ograniczeniem dla mniej doświadczonych graczy, którzy okazjonalnie lubili sobie postrzelać na 6v6. 

Chociaż Black Ops 6 nie odwraca całkowicie na głowie wszystkich tych założeń i nie będziemy nagle porównywać nowego COD-a do CS-a, omni movement jest odpowiedzialny za znaczące podniesienie poprzeczki dla nowych graczy i jest w stanie dużo bardziej nagradzać osoby najbardziej zaangażowane w regularną rozgrywkę. 

Reklama

Omni movement to nic innego jak możliwość wykonywania kluczowych animacji movementowych w dowolnym kierunku. Wcześniej nasza postać potrafiła rzucić się albo skoczyć wyłącznie w kierunku, w jakim skierowana była kamera. Teraz możemy wykonywać te czynności w dowolną stronę, co czyni poruszanie się po mapie znacznie mniej przewidywalne. Co za tym idzie, weterani Call of Duty mają znacznie więcej narzędzi do zbudowania swojej przewagi nad rywalami. 

Omni movement jest płynny, nadaje Black Opsowi 6 znacznie więcej dynamiki i bardzo wiele meczów czyni źródłem mnóstwa frajdy. Mechaniki te mogą momentami nie współgrać z innymi elementami gry, do czego przejdziemy niedługo, a Treyarch będzie musiał pewnie wyciągnąć trochę wniosków z implementacji tych drastycznych zmian, ale mało kto będzie narzekał na więcej swobody i podniesione nieco wymagania względem gracza od nowego Call of Duty. 

Balans broni, system klas i powrót prestiży

Jednym z głównych problemów beta testów zorganizowanych na miesiąc przed premierą gry był balans broni. Jackal dominował wtedy niemalże w każdym lobby, alternatywą w rękach niektórych graczy stało się potem głównie C9, inne SMG, a pozostałe rodzaje broni wydawały się daleko w tyle. 

Sytuacja ta znacząco zmieniła się w pełnej wersji gry. W szczególności karabiny szturmowe są teraz dużo bardziej grywalne, z niektórymi kluczowymi dodatkami bronie pokroju XM4 czy AK-47 potrafią siać spustoszenie na poziomie wyższym nawet niż najlepsze SMG. Dużo więcej zależy więc teraz od tego, kto daną broń trzyma w ręku i co potrafi z nią zrobić. Snajperzy zaczynają odkrywać sekrety aktualnej mety, balans między AR a SMG wydaje się znacznie lepszy i w pierwszych dniach multiplayera przyjemnie eksperymentuje się z nowymi broniami. 

System klas sprawdza się równie skutecznie. Atutów jest co prawda bardzo dużo, a niektóre z nich odblokowujemy na późniejszych poziomach, ale fakt ten czyni tylko prestiżowanie jeszcze bardziej satysfakcjonującym. System atutów chwaliliśmy już w beta testach - bonusy za połączenie kilku perków o tym samym kolorze otwierają graczy na dodatkowe możliwości, jednocześnie zmuszając ich do trudniejszych decyzji. Możemy chociażby grać Ducha, ale rezygnujemy wtedy z bardzo cennego bonusu za trzy czerwone atuty. Klasy aktualnie wymagają głównie drobnych zmian w balansie i opanowania kilku mocniejszych elementów ekwipunku pokroju granatów oślepiających. 

Na oddzielny akapit zasługuje oczywiście również powrót prestiży. Stary, dobry system prestiżowania z Call of Duty powrócił. Niezmiernie bawi fakt, że po latach przeciętnych i często frustrujących systemów wróciliśmy dokładnie do tego, co obowiązywało w starszych odsłonach COD-a, ale jest to bez wątpienia świetna decyzja. Wbijamy maksymalny poziom, uruchamiamy prestiż, permanentnie odblokowujemy wybrany przedmiot za pomocą tokenu i z całym procesem lecimy od nowa. Wszystko to okraszone porcją ekskluzywnych przedmiotów kosmetycznych, którymi można pochwalić się w lobby. 

Mapy, tempo gry i klasyczne mankamenty nowych Call of Duty

Zacznijmy od dwóch problemów, które istnieją w Call of Duty od Modern Warfare 2019 i prawdopodobnie nigdzie się nie wybierają - lobby dalej rozbijane są po każdym meczu, a skill-based matchmaking wciąż istnieje. Połączenie tych dwóch elementów jest od lat źródłem frustracji wśród weteranów gry, szczególnie od czasu bardziej rygorystycznego matchmakingu. Na pierwszy rzut oka Black Ops 6 bardzo mocno bierze nasze umiejętności pod uwagę przy doborze graczy, co na pewno nie przypadnie wszystkim do gustu. 

Bezsprzecznie największym problemem Black Opsa 6 i na razie raczej jedynym bardzo poważnym są mapy. Już w beta testach mówiliśmy, że mapy są małe, ciasne, a w połączeniu z bardzo dynamicznym omni movementem tworzą wyjątkowo szybkie i często chaotyczne doświadczenie. Pełna wersja BO6 w tej kwestii nie zmienia zbyt wiele. 

Pojawiło się oczywiście kilka większych map, przynajmniej większych trochę niż Derelict albo Scud, ale jedna z nich to Red Card, jednogłośnie niemalże znienawidzona przez większość społeczności. Kilka lokacji zdominowanych jest przez tzw. “headshot spoty", zza których wystaje tylko głowa, co znacząco utrudnia bieganie po mapie i wygrywanie pojedynków z czekającymi za przeszkodami graczami. Kilka map oczywiście wypada pozytywnie, co widać nawet po głosowaniach przed każdym meczem, a kilka wydaje się już całkowicie zapomniane. Mapy są wciąż małe, ciasne, a łączna pula Black Opsa 6 jest bardzo nierówna, co wzbudza spore obawy względem przyszłości całej gry. 

Rozmiar map wpływa oczywiście również znacząco na tempo rozgrywki. Mecze są bardzo szybkie, bardzo dynamiczne i często obfitują w wyjątkowo losowe zdarzenia. Na najmniejszych mapach w trybach pokroju Kill Confirmed czy Team Deathmatch spawny jest trudno przewidzieć i regularnie zaczynamy dostawać pierwsze obrażenia w miejscu, gdzie się odrodziliśmy. Omni movement w połączeniu z szerokim wachlarzem perków i tak niewielkimi mapami czyni z Black Opsa 6 bardzo chaotyczne doświadczenie. BO6 wymaga ciągłego skupienia, ciągłego movementu i szybko wyczerpuje, co może niestety zniechęcić wielu graczy poszukujących bardziej casualowego doświadczenia, gdzie zza każdego roku nie może wyskoczyć odziany w barwy OpTic Gaming przeciwnik na siódmym prestiżu. 

Jak wypada multiplayer Call of Duty: Black Ops 6 po pierwszych kilku dniach? Pozytywnie. Czuć oczywiście znaczący powiew świeżości po dwóch latach z Modern Warfare, a używanie omni movementu sprawia ogólnie bardzo dużo frajdy. Widać dobre zmiany względem beta testów i fakt, że feedback graczy dotarł do deweloperów. Mapy niezmiennie wzbudzają jednak obawy i wiele w ich kwestii powinien wyjaśnić pierwszy sezon. Od kilku miesięcy krążą plotki o mapach “skradzionych" od Sledgehammer Games, które mają w przyszłości trafić do BO6. Następna, większa aktualizacja to dobry moment dla Treyarch, żeby pokazać, że pula map będzie się jeszcze rozwijać i z czasem stanie się bardziej różnorodna. Pozostałe, kluczowe elementy Black Opsa 6 zdały bowiem egzamin i uczyniły pierwsze dni BO6 bardzo ekscytującymi.

ESPORTER
Dowiedz się więcej na temat: Call of Duty
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy