Nowa gra EA jest martwa już po dwóch tygodniach?
Electronic Arts za pośrednictwem Rocket Arena chciało zapewne powtórzyć sukces Apex Legends. To nowa gra sieciowa, która pojawiła się rynku niespodziewanie i reklamowana była głównie z pomocą streamerów i youtuberów. Nie udało się - dwa tygodnie po debiucie serwery świecą pustkami.
Tytuł ukazał się 14 lipca na PC, PlayStation 4 oraz Xbox One. O zainteresowaniu najlepiej świadczy fakt, że już teraz - nieco ponad dwa tygodnie później - amerykańska korporacja organizuje darmowy weekend z produkcją, która została także przeceniona. Cenę obniżono znacząco, aż o 75 procent.
Za tytuł odpowiada studio Final Strike Games. To niezależny podmiot, co może po części tłumaczyć, dlaczego EA traktuje grę nieco po macoszemu. Tytuł zaprezentowano po raz pierwszy w maju 2019 roku, gdy wydawcą był jeszcze koreański Nexon. Obie firmy rozeszły się jednak już w lipcu 2019 r.
W czerwcu obecnego roku projekt niespodziewanie powrócił, już z Electronic Arts w roli wydawcy i premierą zaplanowaną na lipiec, w ramach inicjatywy EA Originals. Terminu dotrzymano. Podstawą rozgrywki są drużynowe starcia "3 na 3", a akcję obserwujemy w perspektywie trzeciej osoby.
Wystarczy spojrzeć na statystyki na Steamie, by zdać sobie sprawę, jak nikłą popularnością cieszy się gra. Rekordowa liczba graczy na serwerach jednocześnie to 913 osób, a w ostatnich godzinach - 760. Warto pamiętać, że trwa obecnie darmowy weekend, który podnosi nawet te skromne liczby.
Sam tytuł nie jest wcale zły czy pełen błędów. Kolorowa oprawa przypomina Fortnite, postacie mają umiejętności w stylu Overwatch, a akcja jest dynamiczna. Wydaje się jednak, że w dzisiejszych czasach pozycje tego typu muszą po prostu ukazać się za darmo, by mieć szansę na rynku.
Tymczasem Electronic Arts zdecydowało się na standardowy model dystrybucji, z wysoką ceną, na poziomie niecałych 130 złotych. To zdecydowanie za dużo, by zachęcić graczy, którzy bez żadnych opłat mogą grać dzisiaj we wspomniane Fortnite, Apex Legends czy też Call of Duty: Warzone.