Reklama

​ponczek: Po sześciu miesiącach rozliczymy się z postawionych założeń

AVEZ Esport negatywnie zaskoczyło swoich fanów podczas kwalifikacji do Games Clash Masters, kończąc rywalizację w fazie grupowej. O niepowodzeniu w eliminacjach, ale również i o innych tematach porozmawialiśmy z członkiem drużyny – Patrykiem „ponczkiem” Witesem.

Patryk Głowacki: Wynik w kwalifikacjach to chyba dla was zimny prysznic?

Patryk „ponczek” Wites: Na pewno jesteśmy zawiedzeni. Przyjechaliśmy do Warszawy z nastawieniem, że wyjdziemy z grupy. Chcieliśmy walczyć o zwycięstwo. Dość nieszczęśliwie przegraliśmy jednak dwa razy z Codewise Unicorns, dlatego porażka boli.

Co do meczów z Codewise, to „Jednorożce” zaprezentowały się tak dobrze? Wydawało się, że pierwszy mecz macie pod kontrolą i nagle coś się z wami stało.

Pierwszy mecz z nimi był dziwny. Zagraliśmy dobrze w CT, potem odskoczyliśmy w terro. Osiągnęliśmy wynik 13:7 i nagle się zacięliśmy. Pojawił się chyba brak pomysłu i pewności siebie. Sami sobie przegraliśmy to spotkanie. Codewise nie grało w nim nic specjalnego.

Wspomniałem na początku o zimnym prysznicu, gdyż w ostatnim czasie wasz skład w końcu zaczął przebijać się w różnych rozgrywkach, grając tak, jak scena oraz kibice tego od was oczekują.

Wydaje mi się, że w ostatnim miesiącu poczyniliśmy bardzo duży progres. Nasza gra potrafi prezentować się na bardzo wysokim poziomie. W kwalifikacjach do GCM zagraliśmy dużo poniżej oczekiwań i doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. Jest to kolejna lekcja pokory i trzeba grać dalej. Na pewno się nie załamujemy. Przed sobą mamy turniej w Szwecji i na tym się teraz skupiamy.

Pozostając przy gorszych okresach, jak wpłynął na was brak awansu do ESL Mistrzostw Polski?

Na początku był to dla nas bardzo duży cios. Na każdym odcisnęło to jakieś piętno, przez co w następnych dniach treningi były mało produktywne. Patrząc z perspektywy czasu, to były trudne kwalifikacje. Wszystkie mecze rozgrywano w systemie BO1, ponadto dobre drużyny brały w nich udział. Sądzę, że każdy zespół, który teraz jest w EMP, mógłby polec w tych eliminacjach. My musieliśmy startować od zera, nie wyszło, będziemy próbować następnym razem.

To teraz czas na przyjemniejsze rzeczy, mianowicie kwalifikacje do Esportala. Udało wam się awansować na finały w Szwecji, które chyba są dużą szansą na otrzymanie pozytywnego „kopa”?

Na pewno jest to duży boost motywacyjny. Wszyscy w biurze ucieszyli się i byli pełni podziwu względem naszej postawy. Nasza gra w kwalifikacjach wyglądała bardzo dobrze, w szczególności pierwszego dnia, gdzie nie oddaliśmy żadnej mapy. W ostatnim meczu wygraliśmy zaledwie 16:14, ale wiedzieliśmy, że awansowaliśmy na finały, dlatego graliśmy luźniej.

Reklama

Na samych finałach celujecie w zwycięstwo?

Oczywiście, że tak. Poznaliśmy już dwóch rywali – jednego z Brazylii i jednego ze Skandynawii. Brazylijczycy nic nam za bardzo nie mówią. Drużyna z Danii, która się zakwalifikowała, to Lyngby Vikings. Mieliśmy okazję parę razy na nich trenować, a ponadto w jednych kwalifikacjach eksperymentalnie zagraliśmy na nich vertigo, niestety przegrywając. Na pewno jest to drużyna, którą możemy rozpracować i pokonać.

Patrząc na wasze poczynania, to nie gracie za wiele oficjalnych spotkań. Nie występujecie choćby w mniejszych turniejach na HLTV.org. Z czego to wynika?

Ciężko powiedzieć. Wydaje mi się, że nasz menadżer, który się tym zajmuje, nie jest jeszcze obeznany z tematem i nie wie, jak złapać odpowiedni kontakt z organizatorami takich turniejów. Powoli idzie to jednak w dobrym kierunku i na dniach będziemy mogli rozgrywać mecze na HLTV.

Czy przy budowaniu tego składu nie oddziałuje nad wami popularność, jaką macie, przez co oczekiwania automatycznie poszły w górę, a także wywiad, w którym „stark” powiedział, że zespół z nim zawsze był w TOP 4 Polski?

Traktuję słowa „starka” bardziej żartobliwie. Nie sądzę, żeby to powodowało u nas dodatkowe ciśnienie. Krzysztof ma taki charakter, dlatego tak powiedział. Co do tej popularności, to jakaś presja jest. Widząc powtórki naszych spotkań na Twitchu, to podczas przegranych rund kibice na czacie z nas żartują. Czy ma to aż tak wielki wpływ? Na mnie osobiście to nie oddziałuje, jestem do tego przyzwyczajony.

Z racji, że jest o was dość cicho, to jak przebiega współpraca z organizacją?

Na ten moment przebiega bardzo dobrze i nie ma większych problemów. Mamy jeszcze okres zaufania, gdyż ustaliliśmy go sobie na sześć miesięcy. To ma być czas, gdzie się zgrywamy i po nim będziemy rozliczać się z założeń, które sobie postawiliśmy.

Należy rozumieć zatem, że finały Esportal mogą być ważnym elementem w rozliczeniu?

Wydaje mi się, że tak. Zamierzamy bardzo mocno przygotowywać się pod ten turniej i będzie to chyba największy sprawdzian, jaki mieliśmy w tej drużynie.

Z tego, co można usłyszeć, duży wpływ na zespół, również od sfery mentalnej, ma Adam „destru” Gil. Ile jest w tym prawdy?

Brakowało nam takiej osoby. Jest on dla nas taką „niańką”. Adam wniósł bardzo dużo do sfery wychowawczej, dlatego bardziej skupiamy się na grze, nie wyzywamy się i nie rage'ujemy. Jesteśmy bardziej skoncentrowani. Mogę przyznać, że „destru” odgrywa dużą rolę.

Patryk Głowacki

ESPORTER
Dowiedz się więcej na temat: ponczek | games clash masters | MEET POINT | avez esports
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy