Reklama

Sfrustrowani gracze Call of Duty świętują sukces Halo Infinite

​Call of Duty dorobiło się bezpośredniej konkurencji i niestety nie wypada na jej tle zbyt dobrze. Halo Infinite kontynuuje podbój konsolowej sceny. Pierwsze sukcesy odnieśli ostatnio również w esporcie.

Lepsza, bardziej dopracowana gra

Call of Duty zdaniem wielu fanów upada na dwóch płaszczyznach. Pierwszą z nich jest oczywiście sam gameplay. Vanguard jest na rynku od półtora miesiąca i zdążył już zmęczyć sobą tysiące graczy. Deweloperzy powoli wyzbywają się błędów, niedawno znacząco zredukowali też bloom i gra zaczyna przypominać Call of Duty. Mapy pozostawiają jednak wiele do życzenia, gameplay dalej nie sprawia przyjemności, a na horyzoncie nie widać zmian, których gracze chcą najbardziej.

Reklama

Parę tygodni po Vanguardzie światło dzienne ujrzało Halo Infinite. Trzy tygodnie przed planowaną premierą wyszedł multiplayer w wersji beta, który natychmiast skradł serca konsolowych fanów. Profesjonaliści zaczęli wracać z emerytur, ogłoszono wielki powrót Halo, a gameplayem Halo przekonywało nawet fanów innych shooterów.

343 Industries udało się też wziąć przykład z Call of Duty i naprawić wiele elementów, o które ta społeczność tej gry prosiła od lat. Nie ma w Halo żadnego bezsensownego grindu, gameplay został stworzony z myślą o feedbacku z poprzednich części, a gra w dniu premiery bety ruszyła z systemem rankingowym. Największe wątpliwości wzbudzał w rezultacie system monetyzacji i progresu Battle Passa, który został już zaadresowany przez 343 i powoli ulega zmianom.

Największe wrażenie robi fakt, że gra jest dopracowana i przyjemna. Nowy rok Call of Duty rozpoczął się od zdecydowanie zbyt silnych shotgunów i zbugowanego Type 100, który był w stanie zabijać graczy w niecałe 100ms. W połączeniu ze skill-based matchmakingiem gra wciąż powoduje sporo frustracji, a kolejne bugi i absurdalna liczba dodatków do broni utrudniają czerpanie przyjemności z rozgrywki. 343 wykorzystało czas, jaki mieli na stworzenie nowej gry i skupili się na odpowiednich elementach.

Halo Championship Series niczym nowy Call of Duty World League

Kilka ostatnich tygodni pokazało również, że Halo dalej wie, jak rozwijać konsolową scenę esportową. W przeciwieństwie do Activision, które z roku na rok wprowadza coraz większe kombinacje do formatu Call of Duty League i oczekuje kosmicznych pieniędzy za slot w swojej lidze, Halo Championship Series wraca do świata Call of Duty World League, gdzie turnieje są otwarte dla wszystkich graczy i przyciągają setki tysięcy widzów.

Po pierwszym turnieju LAN-owym w Raleigh w miniony weekend społeczność Call of Duty weszła na Twittera i zaczęła coraz głośniej mówić o tym, jak wiele CoD powinien nauczyć się od Halo. Vanguard wyszedł na początku listopada, zmęczył już mnóstwo graczy, a scena esportowa nawet nie zaczęła jeszcze rywalizacji.

Activision zabrania żadnych turniejów z udziałem oficjalnych drużyn Call of Duty League przed rozpoczęciem sezonu, którego inauguracja ma nastąpić dopiero 4 lutego. Rozgrywki profesjonalne ruszą w rezultacie na ok. osiem miesięcy przed premierą kolejnej odsłony Call of Duty.

Tymczasem beta multiplayera Halo Infinite ujrzała światło dzienne 15 listopada, a 8 grudnia wyszła pełna gra. Od tego czasu zobaczyliśmy trzy duże turnieje online we wszystkich głównych regionach oraz pierwszego LAN-a z pulą nagród w wysokości 350 tysięcy dolarów. Gdyby tego było mało, w grze od premiery dostępne są skiny organizacji esportowych, a za oglądanie turnieju można było dostać kilka ekskluzywnych kosmetycznych nagród.

Organizatorzy poszli więc drogą, o której mówi się w społeczności Call of Duty od początku CDL i pokazali, że przynosi to spore korzyści. Średnia widzów wynosiła 111 tysięcy osób, w najlepszym momencie transmisje z HCS oglądało ponad 267 tysięcy widzów, a łącznie obejrzano ponad 4 miliony godzin profesjonalnych rozgrywek. Nie obyło się oczywiście bez problemów i opóźnień, a realizacja HCS przejdzie prawdopodobnie od tego momentu jeszcze długą drogę. W ciągu miesiąca od premiery gry Halo udało się jednak dokonać tego, na co Call of Duty potrzebuje najwyraźniej czterech miesięcy.

Społeczność gry nie jest zadowolona z tego rozwoju wydarzeń. Sfrustrowani są zarówno weterani serii, którym nie podoba się Vanguard, jak i widzowie oraz zawodnicy Call of Duty League z zazdrością patrzący na wszystko, co Halo Championship Series robi dobrze i czego sami domagali się w CDL od lat. Miejmy nadzieje, że sprawdzą się słowa H3CZ’a i Activision nauczy się czegoś na sukcesach swojej nowej konkurencji.

ESPORTER
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy