Zamieszanie wokół przyszłorocznego Call of Duty
Gdyby Activision miało ostatnio mało problemów, to jedna z ostatnich serii tego wydawcy, która cieszy się jeszcze powodzeniem - Call of Duty - także wpada w coraz większy kryzys. Serwis Kotaku informuje, że przyszłoroczna odsłona serii zmieniła dewelopera i jest w pewnych tarapatach.
Zgodnie z ustalonym jakiś czas temu porządkiem rzeczy, Call of Duty na zmianę tworzą określone studia: w 2018 roku było to Treyarch (Call of Duty: Black Ops 4), więc w tym roku pora na Infinity Ward (najpewniej Modern Warfare 4), a w przyszłym roku wypadało na Sledgehammer Games.
To daje każdej z firm trzy lata na przygotowanie nowej odsłony popularnej serii. Problem w tym, że - jak informuje Kotaku, powołując się na własne źródła - Sledgehammer właśnie wypadło z obiegu i zajmie się w przyszłym roku tylko wsparciem, a główne obowiązki przejmie ponownie Treyarch.
Przyszłoroczna gra powstawała dotychczas w Sledgehammer, które ściśle współpracowało z Raven. Kooperacja pomiędzy oboma podmiotami miała jednak w ostatnim czasie tak się zepsuć, że Activision zostało zmuszone całkowicie pozbawić oba studia statusu i oddelegować je do innych obowiązków.
Amerykańska korporacja planowała pewne zmiany w 2020 roku. Właśnie Raven miało objąć kontrolę nad produkcją, z pomocą Sledgehammer. Planowano podobno umieszczenie akcji podczas Zimnej Wojny, najpewniej podczas wojny w Wietnamie. Brzmi całkiem ciekawie, ale nic z tego.
W wyniku ciągłych kłótni na linii Sledgehammer i Raven to właśnie Treyarch musi teraz znacznie skrócić swój proces deweloperski i przygotować nową grę w dwa lata, co zapewne odbije się na jej jakości - oraz na godzinach, jakie przed komputerami spędzą deweloperzy.
Nieoficjalnie mówi się, że Treyarch rezygnuje też z wcześniejszych założeń, więc w przyszłym roku otrzymamy to, nad czym studia i tak już pracowało, a więc Black Ops 5. Podobno uda się wykorzystać jakąś część wykonanych już prac, a więc akcja nadal będzie toczyła się podczas Zimnej Wojny.