Overwatch 2 - recenzja darmowej odsłony popularnej gry
Po dosłownym uśmierceniu pierwszej części i trzech latach oczekiwania przyszedł czas na debiut Overwatcha 2. Zgodnie z zapowiedziami, na Battle.net i konsole trafiła nowa, darmowa wersja popularnego shootera Blizzarda.
Oszczędzę Wam wywodu na temat tego, czy Overwatch 2 zasługuje na miano sequela. Dłużej pisałem o tym w swoich pierwszych wrażeniach. Nazwałem grę "Overwatchem 1.1" i po ograniu wzdłuż i wszerz pełnej wersji gry utrzymuję swoje stanowisko. Uważam, że większość zmian można było wprowadzić w formie dużej, głośnej aktualizacji, nazwać to "Operacją Health" niczym w Rainbow Six, a nowe mapy i tryby wypuszczać stopniowo, razem z nowymi sezonami.
Jeżeli zapomnimy jednak o nomenklaturze i zaczniemy traktować sequel niczym nową wersję tej samej gry, sytuacja wygląda znacznie lepiej. Zadebiutował Battle Pass, nowy model sezonowy, gra jest teraz darmowa, a w pierwszym sezonie wprowadziła trzy nowe postaci, sześć mapy oraz nowy tryb gry Push.
U podstaw Overwatcha 2 leży oczywiście ten sam, sprawdzony gunplay i świetny design postaci, który kupił serca tylu graczy w 2016 roku, kiedy światło dzienne ujrzała pierwsza część. Rozgrywka zyskała jeszcze bardziej po przejściu na 5v5 i usunięciu z kompozycji jednej postaci. Tanki na pierwszy rzut oka są bardzo silni i często robią znacznie więcej obrażeń niż DPS-y, ale sama dynamika gry zmieniła się na plus.
Osobiście, podobnie jak wielu innych fanów pierwszego Overwatcha, odinstalowałem tę grę niedługo po debiucie Brigitte. Z dostarczającego tonę frajdy shootera Overwatch stał się grą, gdzie obrażenia nie mają większego znaczenia, rola DPS-ów jest niewielka, a wszystko sprowadza się do kliknięcia kilku ultów w tym samym momencie. W odstawkę poszły czasy skillowych Genjich i kosmicznych headshotów Widowmaker, a w ich miejsce pojawiło się więcej tanków i healerów.
W Overwatchu 2 Blizzard zastosował najprostsze możliwe rozwiązanie tego problemu i usunął po prostu z gry jednego tanka. W meczach rywalizują teraz ze sobą pięcioosobowe drużyny, tanki doczekały się kilku znaczących buffów, a większość postaci dostała zmiany wprowadzane z myślą o 5v5.
Overwatch 2 znów sprawia tonę frajdy, co ostatecznie w grach wideo jest najważniejsze. Zawsze lubiłem tę grę, spędziłem setki godzin w jedynce i w pierwszych sezonach kibicowałem nawet Overwatch League. Po trzech latach oczekiwań doczekałem się wielkiego powrotu Overwatcha. Bariera wejścia jest teraz znacznie mniejsza, a gameplay przypomina o czasach świetności shootera. Mimo to, Overwatch 2 nie sprawia wrażenia gry, która ma przeżyć dłużej niż jej poprzednik.
Na temat monetyzacji wypowiadałem się już podczas pierwszych wrażeń i niestety wiele od tego czasu się nie zmieniło. Blizzard wypuścił tylko drobną rekompensatę za problematyczną premierę, zapowiedział weekendy z podwójnym doświadczeniem, a pierwszy reset uświadomił nam, że co tydzień będziemy robić dokładnie te same zadania, co nie spotkało się ze zbyt wielkim entuzjazmem ze strony społeczności.
Chociaż Overwatch zawsze sprawiał mi tonę satysfakcji samym gameplayem i dobrze wspominam jego premierę, zawsze uważałem, że główną motywacją do gry są przedmioty kosmetyczne. Tysiące graczy walczyły oczywiście każdego dnia o wyższą rangę, ale zastrzyk powracających fanów dostarczały Overwatchowi eventy, z których słynęła jedynka. Ekskluzywne skiny, widowiskowe Highlight Intro i złote bronie sprawdzały się jako doskonały sposób na utrzymywanie przy sobie uwagi graczy.
Ten aspekt Overwatcha zniknął razem z premierą dwójki. Loot boxy poszły w odstawkę i gra stała się darmowa, co zmusiło Blizzard do szukania pieniędzy w innych miejscach. Większość dostępnych wcześniej w ramach eventów czy loot boxów skinów kosztuje teraz 10 lub 20 Euro, gra przeszła na model sezonowy i deweloperzy oczekują, że co dwa miesiące będziemy wydawać dodatkowe 10 Euro na ubogi Battle Pass.
Co więcej, zniknął wcześniejszy system leveli, który funkcjonował podobnie do prestiży w Call of Duty. Radość wielu graczom potrafił sprawiać sam fakt, że ramka wokół naszej ikony zmienia się co kilkadziesiąt poziomów. Wchodziliśmy w mecz, obserwowaliśmy swoich kolegów z drużyny i mogliśmy natychmiast zobaczyć, jak duże doświadczenie ma dany gracz. Był to również dodatkowy sposób na wyróżnienie się ponad resztą społeczności i nagrodzenie najbardziej oddanych fanów Overwatcha.
Monetyzacja może być głównym powodem porażki Overwatcha 2. Skiny dalej wyglądają oczywiście dobrze i przykuwają oko w grach rankingowych, ale osiem miesięcy ciągłego wykonywania uciążliwych i monotonnych zadań tygodniowych, aby odblokować jeden, legendarny skin, brzmi absurdalnie. Battle Pass z kolei swoją zawartością próbuje niemalże wymusić na graczach zakup płatnej wersji przepustki. Jeżeli zdecydujecie się już na zakup, nie zdobędziecie nawet w ramach Battle Passa żadnej waluty premium, żeby stać Was było na kolejny sezon.
Overwatch 2 potrzebuje jakiegoś sposobu na nagradzanie oddanych graczy. Gry pokroju Call of Duty, Valoranta czy Fortnite jasno dały do zrozumienia, że casualowi gracze będą wydawać pieniądze na błyszczące rzeczy. Jeżeli Blizzard chce jednak zadać o swoją wierną społeczność, musi szybko znaleźć jakiś middle ground pomiędzy zarabianiem pieniędzy a docenieniem zbudowanej przez ostanie sześć lat bazy graczy.
Najbardziej w premierze Overwatcha 2 zaskakuje mnie fakt, że Blizzard zdecydował się wypuścić grę w takim stanie. Przez lata był to wydawca, który słynął z przesuwania premier swoich produkcji. Opóźniano debiuty, przykładano dużą uwagę do detali i gra debiutowała na rynku wtedy, kiedy była na to gotowa. Blizzard zyskał sobie zaufanie graczy i chociaż nigdy nie byli deweloperem idealnym, fani mieli pewność, że do sprzedaży trafi gotowa, dopracowana produkcja.
Tymczasem Overwatch 2 zadebiutował bez najważniejszego elementu, który miał uczynić tę grę sequelem - kampanii PvE. Wciąż nie wiemy dużo o tym trybie, ale deweloperzy spędzili dużo czasu przez ostatnie lata, tłumacząc, że jest to kierunek, jaki zawsze chcieli obrać ze swoją produkcją. Powstaje gra dla fanów uniwersum Overwatcha, które niekoniecznie chcą grać w competitive shootera.
W teorii Overwatch doskonale nadaje się do kampanii fabularnej i powtarzalnych trybów gry w stylu Destiny czy The Division. Design postaci zawsze był fenomenalny - ich umiejętności, wygląd, a nawet głos. Przez ostatnie sześć lat Blizzardowi udało się zbudować lore wokół Overwatcha, powstały krótkie animacje i przedstawiono nam historie pomiędzy różnymi bohaterami. Wszystkie te elementy, w połączeniu z doświadczonymi deweloperami z World of Warcraft, brzmi jak przepis na sukces.
Blizzard nie był jednak najwyraźniej gotowy poczekać kilka dodatkowych miesięcy i uzbroić fanów w cierpliwość. Zamiast tego zadebiutowała nowsza wersja tej samej gry z chciwą monetyzacja, która już po pierwszym tygodniu zdążyła zniechęcić do siebie wielu weteranów Overwatcha. PvE oczywiście kiedyś zadebiutuje i jeżeli tym razem Blizzard dostanie wystarczająco czasu na jego dopracowanie, może okazać się dużym hitem. Pytanie jednak, czy przedwczesną premierą Overwatcha 2 nie zmarnowali swojej ostatniej szansy na odkupienie win u społeczności i wskrzeszenie swojego shootera.